Działalność banków jest bardzo mocno procykliczna, powiązana z cyklami gospodarczymi. W czasie spowolnienia borykają się z mniejszym popytem na kredyt i gorszą spłacalnością, ale w okresie prosperity przyśpieszają akcję kredytową i dodatkowo korzystają z większej rzetelności płatniczej firm i klientów detalicznych. Jednak mimo pędzącej gospodarki obecne koszty ryzyka (czyli wyrażony w procentach stosunek rocznych rezerw do średniego portfela kredytowego netto w tym czasie) nie spadają istotnie i są nie tylko wyższe niż w okresie boomu gospodarczego sprzed dekady, ale także wyższe niż w Czechach czy na Węgrzech.
Zadecydowało kilka czynników
Koszty ryzyka w polskim sektorze bankowym w 2017 r. wyniosły 0,93 proc., czyli były niemal identyczne jak rok wcześniej – wynika z naszych szacunków opartych na najnowszych danych KNF. To o tyle zaskakujące, że spodziewano się spadku tego wskaźnika w związku z szybkim, 4,6-proc. wzrostem gospodarczym i spadającym bezrobociem. Tym bardziej że zwykle trend zmiany tego wskaźnika w Polsce i Czechach był podobny, ale o ile u naszych południowych sąsiadów od początku 2017 r. koszty ryzyka spadały, o tyle u nas tkwiły niemalże w miejscu, a zdziwienie wzbudził blisko 20-proc. wzrost odpisów rok do roku w samym IV kwartale, kiedy polska gospodarka urosła aż o 5,1 proc.
– Powodów takiego stanu rzeczy może być kilka. Same banki wskazują, że problemem są małe i średnie firmy, działające na niskiej, jednocyfrowej marży, których dochodowość ucierpiała przez wzrost wynagrodzeń, bo kosztów tych nie są w stanie jeszcze przerzucić na klienta. Banki widzą wtedy, że zdolność tych klientów do obsługi długu się zmniejszyła, nadają im niższe wewnętrzne ratingi, więc zawiązują więcej rezerw na kredyty im udzielone. Nie znaczy to jednak, że takie firmy od razu mają problemy finansowe i upadają – często to tylko pogorszenie zdolności spłaty kredytów, ale wciąż jest ona dobra – mówi Kamil Stolarski, analityk Pekao IB.
– W pewnym stopniu płacimy za politykę gospodarczą rządu, przykładem mogą być zmiany w prawie dotykające farm wiatrowych czy ograniczenia w handlu ziemią rolną, z powodu których konieczne było zawiązanie rezerw oderwanych od cyklu koniunkturalnego. Zatem nowe regulacje przyczyniły się do podwyższenia kosztu ryzyka. Innym przykładem jest wprowadzenie programu 500+ i obniżenie wieku emerytalnego, które utrudniło sytuację na rynku pracy i zwiększyło trudności firm z pozyskaniem pracowników, co podbiło ich koszty wynagrodzeń – dodaje Andrzej Powierża, analityk DM Citi Handlowego. Regulacje zmieniły się także w zakresie podatku VAT, co dotknęło przede wszystkim firm działających na niskich marżach.
Powierża ocenia, że na wysokość kosztów ryzyka w Polsce wpływ miało też nałożenie dwóch zjawisk: późnego zawiązywania rezerw przez jedne banki i wczesnego przez inne. – Rosnący nieco wskaźnik pokrycia rezerwami pokazuje, że niektóre instytucje dotwarzają rezerwy na stare ekspozycje i to u nich zwiększa koszty ryzyka w stosunku do obecnej koniunktury. Ale są też takie banki, które wykorzystują lepsze niż oczekiwane zyski z ubiegłego roku, aby dotworzyć rezerwy na zapas. Oba te zachowania, choć przeciwstawne, mają ten sam skutek, czyli „wypłaszczenie" rezerw – wyjaśnia analityk. Jakość portfela w segmencie detalicznym jest raczej stabilna z tendencją do lekkiej poprawy.