Najwięcej do spłacenia w latach 2018–2020 ma Tauron. W katowickim koncernie łączna wartość zapadającego w najbliższym czasie długu (obligacji i kredytów) przekracza 5,1 mld zł. Polska Grupa Energetyczna musi zrolować zadłużenie rzędu około 3,8 mld zł, a Energa – 3,5 mld zł. Z kolei Enea – jak wynika z zestawienia agencji ratingowej Fitch oraz sprawozdań spółki – musi wykupić ponad 1,6 mld zł.
Hybrydy dla zadłużonych
Analitycy giełdowi nie przewidują problemów ze spłatą zobowiązań energetyki. Nawet w sytuacji, gdy coraz więcej europejskich funduszy inwestycyjnych i banków pozbywa się z portfeli akcji firm naznaczonych węglowym śladem, a także odmawia finansowania opartych na czarnym paliwie inwestycji. Jednak te same instytucje kupują papiery dłużne takich spółek.
Często są to jednak „pieniądze znaczone", tj. przyznawane na ściśle określone cele. Tak było w przypadku emisji euroobligacji hybrydowych Tauronu o wartości 190 mln euro (grudzień 2016 r.), które objął Europejski Banki Inwestycyjny w ramach tzw. planu Junckera.
Pieniądze przeznaczone na rozwój sieci dystrybucyjnej niskich i średnich napięć. Na rozbudowę infrastruktury dystrybucyjnej oraz poprawę jakości sieci mają iść również pieniądze pozyskane z emisji Energi do EBI. Umowę o wartości 250 mln euro na finansowanie hybrydowe podpisano we wrześniu 2017 r.
Kamil Kliszcz z DM mBanku zauważa, że papiery dłużne energetyki są traktowane inaczej niż ich akcje przez międzynarodowe instytucje. Stanowią niemal synonim obligacji skarbowych, zyskując podobną premię. Zapewne dlatego, że owe spółki w większości kontrolowane są właśnie przez rząd w Warszawie. – Pozyskanie długu nie będzie stanowiło problemu dla energetycznych spółek. Wiele z nich sięgnie po niestandardowe instrumenty, by obniżyć koszty finansowania – wtóruje Robert Maj z Ipopemy Securities. Także ma na myśli hybrydy.