W ostatnim sezonie serialu „South Park" amerykański prezydent, wzorowany w oczywisty sposób na Donaldzie Trumpie, rozpoczął wojnę nuklearną z Kanadą. Rzeczywistość czasem wydaje się jednak być dziwniejsza od filmowej fikcji, bo po niedawnym szczycie G7 Kanada znalazła się na kursie kolizyjnym z USA. „Premier Kanady Justin Trudeau działał tak miękko i łagodnie podczas naszych spotkań na szczycie G7 tylko po to, by zwołać konferencję prasową, po tym, jak wyjechałem, i ogłosić na niej, że „amerykańskie cła były obraźliwe", a on „nie da sobą pomiatać". To bardzo nieuczciwe i słabe. Nasze cła są odpowiedzią na ich 270-proc. cła na produkty mleczne!" – napisał Trump na Twitterze. Odniósł się w ten sposób do konferencji prasowej, na której Trudeau ogłosił wprowadzenie karnych ceł na niektóre amerykańskie produkty (których import do Kanady sięga rocznie 16 mld USD), będących odpowiedzią na to, że administracja Trumpa nie wyłączyła Kanady z podwyżek ceł na stal i aluminium. Larry Kudlow, główny doradca ekonomiczny Trumpa, stwierdził, że Trudeau „wbił nóż w plecy" Amerykanom, a Peter Navarro, doradca handlowy amerykańskiego prezydenta, dodał, że jest „specjalne miejsce w piekle" dla takich ludzi jak Trudeau. Inwestorom, analitykom i opinii publicznej ten nagły konflikt wydaje się być absurdalny. Oto bowiem dwóch, jak dotąd bliskich, sojuszników zaczyna się spierać o cła na produkty mleczne i stal. Co więcej, ten spór nagle przyćmiewa konflikty handlowe Stanów Zjednoczonych z Chinami, Meksykiem i Unią Europejską. I wciąż mowa o kraju, na handlu z którym USA, wcale nie wychodzą aż tak źle. Deficyt handlowy z Kanadą wynosił przecież w 2017 r. jedynie 17 mld USD (w handlu dobrami). Jeśli jednak do tych danych dodamy handel usługami, to wychodzi na to, że USA miały w nim w zeszłym roku 8,4 mld USD nadwyżki. Kanada jest też największym rynkiem eksportowym do USA. Po co więc wszczynać ten spór?
Kilka poziomów sporu
Być może odpowiedzią na to pytanie jest arytmetyka wyborcza. Trump wygrał wybory prezydenckie w dużej mierze dzięki głosom białego, robotniczego elektoratu z Północy. Głosowali na niego ludzie, którym w ostatnich kilkunastu latach zamykano niegdyś prosperujące fabryki i huty. Amerykański przemysł metalurgiczny ciężko znosił międzynarodową konkurencję, zwłaszcza prowadzoną w ramach NAFTA – strefy wolnego handlu pomiędzy USA, Kanadą i Meksykiem. Tak się zaś złożyło, że Kanada jest największym eksporterem stali do USA. Kanadyjska stal stanowiła w zeszłym roku 16,7 proc. importu. Może więc i USA ogólnie nie wychodzą źle na handlu z Kanadą, ale w tym konkretnym ważnym dla układanki wyborczej sektorze na nim mocno tracą. Administracja Trumpa uważa również, że zachowanie amerykańskiego sektora stalowego jest rzeczą niezbędną dla bezpieczeństwa narodowego. Stal ma przecież służyć wielkiemu programowi rozbudowy floty. Argument o „bezpieczeństwie narodowym" nie jest jednak akceptowany przez Kanadę, kraj blisko współpracujący wojskowo z USA. Protekcjonistyczne działania administracji Trumpa będą zaś przez Kanadyjczyków odczuwalne. Z wyliczeń CD Howe Institute wynika, że amerykańskie karne cła na stal i aluminium mogą kosztować Kanadę 0,33 proc. PKB i 6 tys. miejsc pracy. USA w wyniku kanadyjskich ceł odwetowych mogą stracić 22,7 tys. miejsc pracy, ale tylko 0,02 proc. PKB. Na tym może się nie skończyć, bo administracja Trumpa straszy, że Kanada może się znaleźć wśród krajów objętych podwyżką ceł na samochody do 25 proc. Samochody stanowią po produktach energetycznych największy produkt kanadyjskiego eksportu. Branża motoryzacyjna w Kanadzie zatrudnia 130 tys. osób. Podwyżka ceł byłaby dla niej bardzo silnym ciosem.
– Jeśli podwyżka ceł zostałaby wdrożona, to ścięłaby 0,6 pkt proc. kanadyjskiego wzrostu PKB. Przy gospodarce rozwijającej się w tempie wynoszącym 2,2 proc. rocznie, byłoby to spowolnienie wzrostu o ponad jedną czwartą. Byłoby to bez wątpienia odczuwalne – twierdzi Brett House, ekonomista z Bank of Nova Scotia.
Kanadyjczycy jak na razie więc liczą na to, że uda się uniknąć zaostrzenia konfrontacji. Stąd np. podróż kanadyjskiej minister spraw zagranicznych Chrystii Freeland do Waszyngtonu mająca na celu „zresetowanie" wzajemnych relacji.
Reset nie będzie jednak łatwy, jeśli prawdziwym celem Donalda Trumpa jest rozmontowanie układu NAFTA. Obecnie toczą się trudne negocjacje w sprawie jego renegocjacji. Opóźniają się one, m.in. z powodu zbliżających się wyborów prezydenckich w Meksyku, a Trump sugeruje, że dobrym rozwiązaniem byłoby oddzielne negocjowanie pomiędzy USA a Kanadą oraz Meksykiem. Toronto i Mexico City jak dotąd zachowywały wspólny front w rozmowach z Waszyngtonem. Może jednak dojść do tego, że Kanada zacznie się dogadywać z Amerykanami za plecami Meksyku, by uniknąć podwyżek ceł na samochody. Albo administracja Trumpa wykorzysta spór handlowy z Kanadą do pokazania, że układu NAFTA nie da się już naprawić i należy go zastąpić dwustronnymi porozumieniami USA z Kanadą i Meksykiem.