Z danych NBP wynika, że oszczędności osób prywatnych przekroczyły na koniec kwietnia 795 mld zł. To o 83,7 mld zł więcej niż rok temu. Rosły depozyty bieżące – zarówno w złotych, jak i w walutach. Oszczędności terminowe w złotych przeżyły swój szczyt na przełomie 2018 i 2019 r. i teraz będą już zapewne spadać. A wartość lokat walutowych rośnie (w złotych, mimo wahań kursowych w tym roku, o 1,2 mld zł).
Dlaczego waluty?
Polacy coraz częściej rezygnują z terminowych lokat złotowych. I trudno się dziwić. Ich oprocentowanie nie zachęca do oszczędzania. Oczywiście, są depozyty z oprocentowaniem w wysokości 4 proc. – promocyjnym, w najlepszym razie dla „nowych środków", z niewysokimi kwotami maksymalnymi. Można też trafić na oprocentowanie wyższe – nawet 5 proc. – w ofercie lokaty z funduszem inwestycyjnym.
Gdzie kierowane są uciekające ze złotowych lokat pieniądze? Rekordy popularności biją obligacje skarbowe, trwa boom na rynku nieruchomości. Duża część tych pozostających w bankach trafia do kategorii określanej przez NBP jako „depozyty bieżące", a do których bank centralny zalicza również konta oszczędnościowe. To szansa na promocyjne oprocentowania – banki bowiem traktują zgromadzone na kontach oszczędności jako długoterminowe i zachęcają do otwierania rachunków. Tą zachętą są promocyjne oprocentowania – na poziomie niezłych lokat.
A skąd zainteresowanie depozytami walutowymi? Tu o jednoznaczną odpowiedź trudniej. Na pewno część posiadaczy walut zarobiła je, otrzymała lub odziedziczyła. Depozytami takimi zainteresowani są również walutowi kredytobiorcy. Dla wielu Polaków waluty – zwłaszcza dolar – są wciąż synonimem bezpieczeństwa w sytuacji niepewności zarówno politycznej, jak i na lokalnym oraz globalnym rynku finansowym. Czy za poczuciem bezpieczeństwa idą zyski?