"Ostatnie dni na złotym przypominają rollercoaster. Tak też było dzisiaj. O ile rano za euro płacono nawet 4,11 zł za sprawą poprawiających się nastrojów na rynkach światowych, o tyle po południu wspólna waluta zdrożała do blisko 4,15 zł" - poinformował analityk Domu Maklerskiego Banku Ochrony Środowiska Marek Rogalski. Po 16. odrabiała jednak straty zbliżając się do 4,13 zł za euro.
Według niego, do osłabiania złotego przyczyniły się gorsze dane z USA. Sprzedaż detaliczna w lipcu spadła o 0,1% m/m i aż 0,6% m/m bez uwzględnienia samochodów. Tymczasem spodziewano się jej wzrostu (odpowiednio o 0,7% m/m i 0,1% m/m). "Dane, zatem rozczarowują, chociaż przecież w amerykańskiej gospodarce należy oczekiwać 'stabilizacji', a nie 'wyraźnej poprawy'. Odnosząc się do dzisiejszych danych, warto zwrócić na wyższy odczyt cotygodniowego bezrobocia do 558 tys., wobec prognozowanych 545 tys." - czytamy w jego komentarzu.
Rogalski uważa, że w kraju kluczowy był odczyt danych o inflacji CPI w lipcu, która wzrosła do 3,6% r/r z 3,5% r/r. "To praktycznie redukuje do zera szanse na dalsze cięcia stóp procentowych" - podkreślił analityk. W opinii prof. Dariusza Filara nie można wykluczyć, iż RPP w najbliższym czasie poinformuje o zakończeniu cyklu obniżek stóp procentowych. W długim horyzoncie są to jednak informacje, które powinny wspierać złotego ze względu na rosnącą atrakcyjność handlu opartego o carry-trade.
W czwartek po godz. 17. za jedno euro płacono 4,1291 zł, a za dolara 2,8891 zł. Kurs euro/dolar wynosił 1,4291.
W czwartek ok. godz. 10:05 jedno euro kosztowało 4,1191 zł, a dolar 2,8924 zł. Euro/dolar kwotowany był na 1,4241.