Rozpoczęty w marcu 2011 r. konflikt w Syrii od dłuższego czasu powoli wygasał. ISIL (ISIS, Daesh) kontroluje już zaledwie 3 proc. terytorium kraju, co jest zasługą przede wszystkim Iranu, który wspierając Baszara al-Asada wraz z Rosjanami praktycznie zlikwidował Państwo Islamskie, za którego powstanie wielu obciąża odpowiedzialnością USA. Rosnące wpływy Iranu, który jest obecnie głównym rozgrywającym w Syrii i Iraku (oraz ma silne wpływy w Jemenie), doprowadziły do sojuszu jego głównych wrogów w regionie, tzn. Arabii Saudyjskiej i Izraela. Bardzo silne oparcie mają w gabinecie Donalda Trumpa, który przyjął wobec islamskiej republiki konfrontacyjną postawę.
Ostatni wzrost cen ropy wynikał przede wszystkim z majowych działań Izraela, które zaczęły tworzyć ryzyko konfliktu, będącego już otwartą wojną między dwoma regionalnymi potęgami militarnymi. Wprawdzie ostatnia lista żądań amerykańskiego sekretarza stanu M. Pompeo wobec Iranu sugeruje, że temat będzie się dalej ciągnął, ale wydaje się, że ostra reakcja społeczności międzynarodowej na wycofanie się USA z porozumienia nuklearnego ostudziła nieco zapędy premiera Netanjahu.
To właśnie ten czynnik sprawia, że perspektywy dalszego wzrostu cen ropy wydają się obecnie bardzo ograniczone. Stany Zjednoczone są tak blisko samodzielności energetycznej jak nigdy dotąd, ale zarówno ich europejscy sojusznicy, jak i Chiny oraz Indie (najwięksi importerzy tego surowca z Iranu) nie poświęcą swoich interesów ekonomicznych na ołtarzu amerykańskiej polityki na Bliskim Wschodzie. Co więcej, poprzez działania w regionie Trump osłabił swoją pozycję w negocjacjach nt. wojny handlowej i na jego wizerunku skutecznego gracza międzynarodowego pojawiła się dość poważna rysa. Trzeba pamiętać, że jego sytuacja jest dość delikatna. Przez dłuższy czas zwycięstwo demokratów w jesiennych wyborach wydawało się niemal przesądzone, ale wprowadzenie pakietu podatkowego oraz umiejętne rozegranie kwestii handlowych zaczęło skutkować wzrostem poparcia i stworzyło realne szanse na utrzymanie większości. Pokusa zamykania z (mniejszym lub większym) sukcesem kolejnych tematów międzynarodowych będzie więc bardzo silna.