Tego, że system emerytalny jest niewydolny nie trzeba chyba nikomu tłumaczyć. Starzejemy się, żyjemy coraz dłużej, ludzie w wieku produkcyjnym wpłacają za mało składek. W efekcie coraz trudniej utrzymać nam rzesze emerytów. Ten stan z roku na rok się pogarsza.
Panaceum na ten problem miało być stopniowe przechodzenie od systemu pokoleniowego do kapitałowego. Takie też były plany, które 14 lat temu zdecydowaliśmy się zrealizować. Reforma emerytalna była dużym sukcesem. Z czasem okazało się, że nowa formuła wymaga dopracowania i stałej korekty, do której nigdy niestety nie doszło. Gdyby jednak konsekwentnie podążać w tym kierunku i odpowiednio system konserwować, mielibyśmy całkiem sprawnie działającą machinę emerytalną.
Bardzo często przeciwnicy drugiego filaru powtarzają ,że to system za dogi, że OFE to oligopol, przekręć, który nabił kiesy finansowym tuzom. Rzuca się wówczas najczęściej grubymi miliardami, które ten system pochłonął. Nikt jednak nie zająknie się o kosztach funkcjonowania alternatywnego ZUS. W otwartych funduszach emerytalnych pracuje 1300 pracowników. ZUS zatrudnia armię 45 tys. urzędników. Roczne utrzymanie ZUS to ponad 3,5 mld złotych. W relacji do wysokości wpłaconych składek zbliża to koszty funkcjonowania ZUS do prowizji pobieranej przez OFE.
Dotychczasowy system dwufilarowy był przynajmniej jakimś pomysłem nieubłaganą demografię. Obecne rozwiązanie - a zatem powrót do systemu pokoleniowego - to krok w zupełnie przeciwnym kierunku. Jak mówi sam Prezydent Bronisław Komorowski jest to krok wstecz, być może konieczny ze względu na bezpieczeństwo finansów publicznych, ale cofający nas z drogi reformy systemu emerytalnego.