Główne wydarzenia ubiegłego tygodnia dotąd nie wpłynęły w znaczący sposób na aktywność na warszawskim parkiecie. Spodziewana wcześniej obniżka stóp w USA nie spowodowała wyraźnego odnowienia wiary w szybki powrót dobrej koniunktury, nie dziwi więc, że i u nas przeszła właściwie bez echa. Podobnie rzecz się miała ze sporo lepszym od oczekiwań wynikiem deficytu obrotów bieżących za grudzień. Nawet to, że eksport osiągnął poziom sprzed kryzysu rosyjskiego, a udział deficytu w PKB oddala groźbę destabilizacji, nie był w stanie ożywić zainteresowania nabywaniem akcji. Widać wyraźnie, że rynek giełdowy przegrywa w ostatnim czasie wyścig do kapitałów. Niewątpliwie bowiem, dla podmiotów zagranicznych znacznie ciekawszym miejscem do inwestowania był w ostatnich miesiącach rynek obligacji. Szczególnie ci, którzy podjęli ryzyko zakupów jesienią, przy słabym (z obecnej perspektywy) złotym i wyższej o kilka punktów procentowych rentowności, mogą zacierać ręce. Ich zarobki wynikające zarówno ze spadku cen obligacji, jak i silnego wzmocnienia złotego, przewyższają to, co można było zarobić na GPW. Czy wobec takich zysków nie przeważy w niedługim czasie chęć ich realizacji? Prawdopodobieństwo osłabienia złotego wskutek takiej realizacji zysków jest spore, i być może jest to jeden z poważniejszych powodów ostrożności w zakupach akcji.

Wydaje się, że w obecnym stanie rynku także prawdopodobne uchwalenie budżetu nie wpłynie pobudzająco na giełdę. W takim przypadku obecny dryf może trwać jeszcze tygodniami, do czasu gdy poważniejszy kapitał zechce zaangażować się także na rynku akcji.

Roman Sosnowski

WBK AIB Asset Management SA