Miał miejsce wzrost cen, a skala odreagowania, które trwa już trzy dni, powiększyła się. Mimo to optymizmu w moich wypowiedziach państwo nie znajdą. Przynajmniej nie w kontekście najbliższych sesji. Najpierw zaczniemy analizować rynek w horyzoncie krótkoterminowym.

Mamy za sobą trzy sesje wzrostu cen. W trakcie tych trzech sesji udało się podnieść ceny od dołka na 2066 do szczytu na 2131 pkt, czyli o  65 pkt. Skala wcześniejszego spadku jest jednak znacznie większa. W związku z tym nie ma możliwości, by te trzy dni miały być podstawą do oczekiwania na dalszą zwyżkę. Skoro w tym czasie nie została zanegowana ostatnia fala spadków, to znaczy, że popyt jeszcze nie jest gotowy do poważniejszych akcji. Wspomniany na wstępie obrót jest tego świetnym dowodem. W czasie tych dni część popytu zapewne jest z wiązana z inwestorami myślącymi o wzroście cen, ale zaangażowany kapitał jest zbyt mały. Nie pociągnie dalej cen. W związku z tym należy się spodziewać osłabienia.

Osłabienie po korekcie wzrostowej jest także oczekiwanym ruchem przy posiłkowaniu się wspomnianą już tu analogią do tego, co się działo na naszym rynku jesienią ubiegłego roku. Także wtedy po spadku cen miała miejsce korekta, która została zastąpiona ruchem zgodnym z trendem spadkowym. To, co jest ważne w tym kontekście, to fakt, że wspomniana analogia sugeruje, iż spadek cen zatrzyma się w okolicy dołka z wtorku. Niewiele niżej lub niewiele wyżej. Po tym dołku miałby rozpocząć się ruch wzrostowy, który wyniesie ceny ponad górną linię opartą o szczyty z ostatniego roku (okolice 2400 pkt).

Czy wspomniana analogia jest wartościową wskazówką? Nie wiem, ale o jej wartości przekonamy się wkrótce, gdy ceny będą się znajdowały w pobliżu dołka z wtorku. Równie dobrze przecena może zostać przedłużona i nadzieje na wzrost staną się tylko nadziejami dla posiadaczy długich pozycji. Ostateczną odpowiedź da rynek. Na razie nastawienie pozostaje negatywne.