Taka próba miała być przeprowadzona wczoraj. Czy była? Prawdę mówiąc, nie umiem na to pytanie odpowiedzieć. Gdyby spojrzeć tylko na poziom cen, to taką próbę widać. Wykres wyznaczył szczyt na poziomie 2170 pkt, a później się cofnął. Jednak jeśli przyjrzymy się także innym informacjom rynkowym, to mówienie o ataku byłoby przesadą. Aktywność na sesji była bowiem bardzo mała. Popyt niespecjalnie się wysilał. Można odnieść wrażenie, że był bierny, a ceny rosły tylko dlatego, że podaż była bierniejsza. Takie wyścigi na bierność nie przekonują do tego, by przyznawać popytowi przewagę na rynku. Zresztą technicznie nie ma ku temu podstaw. Brak sukcesu w walce na oporze wynikającym ze zbiegu linii to jedno, a utrzymywanie się pod poziomem szczytu konsolidacji sprzed dwóch tygodni to drugie. Właśnie brak sił wystarczających do pokonania 2180 pkt jest elementem przeważającym. To bowiem szczyt wspomnianej konsolidacji jest obecnie poziomem, który oddziela nastawienie negatywne od neutralnego.
Odbicie od oporu nie jest zaskakujące, jeśli ktoś pamięta o wspominanej tu analogii do wydarzeń z jesieni ubiegłego roku. Rynek akcji według tego scenariusza znajduje się w fazie schyłkowej tej falki zwyżek i powinien wkrótce rozpocząć fazę osłabienia, której efektem może być spadek ceny do minimum z ubiegłego tygodnia.
Dziś jeszcze rynki będą poddawały się fali nadziei na to, że Fed podejmie w końcu decyzję o skupie aktywów. Moim zdaniem szanse są na to marne. Czy brak takiej decyzji automatycznie osłabi notowania akcji? Jeśli nawet, to pewnie w niewielkiej skali, gdyż dzień później swoją decyzję w sprawie polityki pieniężnej poda EBC i tu także oczekiwania są wygórowane. Myślę, że także i w tym wypadku optymistów może spotkać rozczarowanie. Wtedy ceny mogą już spadać.
Oczekiwania na sygnał od banków centralnych pokazała wczorajsza negatywna reakcja na dobre dane o nastrojach amerykańskich konsumentów.