Podobnie jak aktywność. Notowania rozpoczęły się od niewielkiej poprawy wyceny kontraktów. Udało się osiągnąć poziom 10 pkt nad piątkowym zamknięciem. Niestety, nie trwało to długo. Jeszcze przed południem na rynku pojawiła się wystarczająca podaż, by sprowadzić ceny pod kreskę. Później nie było lepiej. W południe wprawdzie udało się powrócić na poziom „zero", ale popyt był słaby.

Popołudniu nadeszły wieści zza oceanu. Okazało się, że wskaźnik aktywności przemysłu w rejonie Nowego Jorku jest dużo niższy od oczekiwań. O ile nasz rynek nie przejął się tą wiadomością za mocno, o tyle indeksy w Europie poddały się słabości. Ta reakcja jest ciekawa, bo wydaje się przesadzona. W końcu nie jest to wskaźnik należący do tych o największej wiarygodności. Jego wartość potrafi znacznie się wahać. Poza tym, jeśli nawet wziąć go na poważnie, to osłabienie oznaczałoby oddalenie się perspektywy pierwszej podwyżki stóp w USA, na co rynek akcji raczej reagował pozytywnie.

Znamienna nie jest sama reakcja, ale jej skala, bo wskazuje na panujące na rynkach zachodnich wyczulenie po stronie podaży. Nasze relatywnie stabilne notowania wyglądają na tym tle całkiem nieźle. Warto pamiętać, że podaż czuje respekt przed poziomem 2150 pkt. To wsparcie może odgrywać rolę przez jakiś czas. Dla nas wciąż ważniejsze pozostają opory – pierwszy na 2300 pkt.