Do piątkowej sesji inwestorzy przystępowali w bardzo dobrych nastrojach. Mieli bowiem za sobą kilka dni solidnych wzrostów, dzięki którym WIG20 nie tylko oddalił się od poziomu 2200 pkt, ale i przebił barierę 2300 pkt. Celem minimum na ostatnią sesję tygodnia była obrona tego poziomu. Jak się jednak okazało z planu minimum byki przeszły do planu maksimum.
Co prawda jeszcze początek piątkowych notowań był dość nieśmiały. WIG20 na starcie zyskał około 0,1 proc. Wynik ten i tak był całkiem niezły w obliczu nie najlepszych nastrojów panujących na zachodzie Europy. Warszawa jednak nie zamierzała oglądać się na to otoczenie. Z każdą kolejną godziną handlu wzrosty na GPW przybierały na sile. W połowie notowań WIG20 zyskiwał już 0,8 proc. Otworzyła się więc szansa na to, aby zakończyć tydzień z przytupem. Co ważniejsze, szansa ta została wykorzystana. Indeks największych spółek zyskał ostatecznie 1,16 proc. Rynek niemiecki czy też francuski na dokonania GPW mógł patrzeć tylko z zazdrością. Tam przez większą część notowań dominował kolor czerwony.
WIG20 mimo solidnego wzrostu przegrał w piątek rywalizację m.in. z giełdą węgierską. Tamtejszy BUX zyskał aż 2,4 proc. Główny indeks giełdy w Rydze zyskał 2,3 proc., a rosyjski RTS 1,3 proc. Patrząc jednak na bilans całego tygodnia okazuje się, że nasz rynek pozostawił konkurencję w tle. WIG20 zyskał podczas niego 4,3 proc. Co ważne, ostatnim wzrostowym sesjom na warszawskim parkiecie towarzyszyły również stosunkowo wysokie obrotu. Może to świadczyć o tym, że kapitał zagraniczny znów zainteresował się warszawskim parkietem.
Pozostaje teraz mieć nadzieję, że wydarzenia zakończonego tygodnia to tylko wstęp do jeszcze większych wzrostów na GPW. Nasz rynek nie jest za specjalnie drogi więc chociażby z fundamentalnego punktu widzenia potencjał do wzrostów wciąż jeszcze jest. Teraz trzeba to po prostu wykorzystać.