Możejki to - jak lubią podkreślać przedstawiciele Orlenu - największa polska inwestycja zagraniczna. Możejki to jednak także nie lada problem dla inwestora - o czym przedstawiciele Orlenu nie wspominają już tak chętnie.
Niewątpliwie przyszłość litewskiej rafinerii to też najważniejsze zadanie, z jakim muszą się uporać obecne zarządy PKN i samych Możejek (tak się składa, że w dużym stopniu to ci sami ludzie). I na szczęście - po kilku miesiącach wytężonych prac koncepcyjnych - wiemy mniej więcej, jak oba zarządy zamierzają realizować to zadanie. Wiemy tylko mniej więcej, bo nadal wiele zagadnień nie jest w pełni jasnych.
Analitycy mają spore obawy, czy aby założenia dotyczące wysokości marż rafineryjnych oraz choćby dyferencjału, czyli różnicy w cenie ropy Brend i Ural, jakie przyjęto, nie są nazbyt optymistyczne. Zarząd płockiego koncernu - jak wynika z wczorajszej prezentacji - zakłada, że ambitny, bo kosztujący fortunę program inwestycyjny uda się sfinansować z przyszłych zysków. To również może się okazać za bardzo optymistyczne.
Może warto było jednak założyć, że Orlen pozbędzie się choćby akcji Polkomtela, by spokojnie realizować swój core-biznes. Takich planów najwyraźniej nie ma lub zarząd nadal trzyma je w tajemnicy.
Oby za rok lub dwa nie trzeba było znowu modyfikować założeń dotyczących Możejek, tak jak teraz władze płockiego koncernu zmodyfikowały założenia dotyczące planów wydobywczych z 2005 r.