Wynik ten okazał się lepszy od prognoz. Został on opublikowany dopiero w poniedziałek.
Koncern zaobserwował już oznaki ożywienia popytu na gaz w Europie, czyli na swoim najważniejszym rynku. O ile w skali rocznej sprzedaż na starym kontynencie była w drugim kwartale wciąż mniejsza (o 17 proc. niż przed rokiem), to zwiększyła się o 5,4 proc. w porównaniu z pierwszym kwartałem. To wynik pewnego ożywienia gospodarczego w Unii Europejskiej oraz spadku cen rosyjskiego gazu. Błękitne paliwo tłoczone przez Gazprom na Zachód było wtedy średnio o 26 proc. tańsze niż w drugim kwartale 2008 r.
– Widzimy ożywienie popytu na rosyjski gaz w Europie. Stał się on tańszy, niż się spodziewano i może konkurować z norweskim i algierskim surowcem. Co ciekawe, popyt na surowiec zwykle spada w drugim kwartale – przyznaje Maria Radina, analityczka z Nomura International.Dużo gorsze wyniki Gazprom osiągnął na rosyjskim rynku. Sprzedaż spadła tam o 47 proc. w porównaniu z pierwszym kwartałem. Za jej zmniejszenie odpowiada co prawda w dużej mierze cieplejsza pogoda wczesną wiosną, ale wpływ na spadek popytu miała również głęboka recesja w Rosji.
Gazprom nie tylko odzyskiwał zachodnie rynki. Jak dotąd udało mu się unikać poważnych konfliktów z Ukrainą. Naftohaz, państwowy ukraiński koncern gazowy, zdołał w pełni uregulować rachunek za dostawy surowca w październiku. Niewykluczone jednak, że do takiego konfliktu dojdzie w ciągu kilku miesięcy.
Bohdan Sokołowski, doradca ukraińskiego prezydenta ds. energetyki, zaalarmował w poniedziałek, że Gazprom może kazać zapłacić Naftohazowi 8 mld USD kary za nieodebrany gaz. Zdaniem Sokołowskiego realne jest również przejęcie ukraińskiej sieci gazociągowej za długi przez inne spółki. – W tym roku zapłaciliśmy Gazpromowi za gaz 4,59 mld USD. Połowa tej kwoty pochodzi z pożyczek, które zaciągnęliśmy, oraz z innych źródeł. To pieniądze, których nie wypracował Naftohaz – zaznaczył Sokołowski.