Japonia, która przez prawie całą dekadę bezskutecznie walczyła z deflacją, stając się wręcz symbolem tego zagrożenia gospodarczego, po krótkiej przerwie znów boryka się ze spadkiem cen. Trudności pogłębia silna aprecjacja jena wobec dolara. – Obawiam się, że prędzej czy później japońska gospodarka znów osunie się w recesję, z której wyszła w II kwartale br. – ostrzega główny ekonomista w domu maklerskim Nikko Cordial w Tokio Mari Iwashita.
[srodtytul]Groźba spirali deflacyjnej?[/srodtytul]
W październiku indeks cen konsumpcyjnych (CPI) obniżył się o 2,5 proc. w porównaniu z tym samym miesiącem poprzedniego roku, po spadku o 2,2 proc. we wrześniu. Była to już ósma z rzędu zniżka tego wskaźnika. Bazowy CPI, który nie obejmuje towarów o najbardziej chwiejnych cenach (energia i żywność) spadł o 1,1 proc. (1,0 proc. we wrześniu), wyrównując rekord z 2001 r.
– Takie tempo spadku cen jest niepokojące. To obecnie jeden z największych problemów Japonii – przyznał w minionym tygodniu tamtejszy minister finansów Hirohisa Fujii. – Spadek cen zmusza sprzedawców do prześcigania się w przecenach – wskazuje Iwashita, ostrzegając przed spiralą deflacyjną. Rodzi się ona, gdy gospodarstwa domowe i firmy odkładają zakupy na przyszłość w oczekiwaniu, że wówczas będzie taniej. Mniejszy popyt zmusza producentów do jeszcze większej redukcji cen, obniżając ich przychody i zmuszając do zwolnień, co znów osłabia popyt i ciągnie w dół ceny.
Zagrożenie to jest w Japonii szczególnie duże ze względu na starzejące się szybko społeczeństwo, które nawet w warunkach stabilnych cen ma dużą skłonność do oszczędzania.