Takie emocje towarzyszyły zaplanowanej na wczoraj wypłacie przez American International Group, która wciąż jest dłużna Waszyngtonowi 124 mld USD za ratunek przed bankructwem, kolejnej transzy premii.
Chodzi o część ze 198 mln USD, które AIG jest winna zatrudnionym w jej departamencie produktów finansowych, a odpowiedzialnym za kłopoty spółki w czasie kryzysu. Ubezpieczyciel zobowiązał się pod koniec roku 2007, że około 430 ówczesnych pracowników tego działu (dziś jest ich 230) otrzyma w kilku ratach 475 mln USD, jeśli pozostaną w firmie, m.in. w celu ograniczenia portfela derywatów AIG.
Pierwszą transzę (69 mln USD) spółka wypłaciła bez przeszkód w 2008 r. Gdy jednak w marcu 2009 r. przekazała pracownikom kolejne 168 mln USD, w Waszyngtonie zawrzało. Pod presją rządu AIG nakłoniła pracowników do zwrotu części otrzymanych środków oraz rezygnacji z 10–20 proc. premii przewidzianych na marzec 2010, w zamian za ich wcześniejszą wypłatę. Mieli otrzymać wczoraj 100 mln USD. Ustępstwa AIG nie uspokoiły jednak krytyków. – Nie zostaliśmy wymanewrowani – bronił się wczoraj Kenneth Feinberg, pełnomocnik Obamy ds. płac w firmach, które skorzystały z rządowej pomocy. Przyznał, że bonusy są „oburzające”, lecz przypomniał, że są wypłacane na mocy umów podpisanych, zanim Waszyngton uchronił AIG przed plajtą.ABC