Perspektywę pierwszych podwyżek kosztu pieniądza w największych gospodarkach rozwiniętych zdają się opóźniać tendencje dezinflacyjne. W 30 państwach OECD inflacja bazowa (nieuwzględniająca dynamiki cen paliwa i żywności) była w lutym rekordowo niska: rok do roku wyniosła 1,5 proc.
Według ekspertów ankietowanych przez agencję Bloomberga EBC przystąpi do podnoszenia stóp procentowych najwcześniej w I kwartale 2011 r. Do bardziej jastrzębiego stanowiska nie zachęca koniunktura w strefie euro. W tym roku, według prognoz EBC, gospodarka tego regionu powiększy się zaledwie o 0,8 proc., po załamaniu o 4,1 proc. w 2009 r. Co więcej, wielu ekonomistów spodziewa się, że w 2011 r. tempo wzrostu wyhamuje. Będzie to m.in. skutek kryzysu fiskalnego w Grecji, który skłoni państwa o wysokich deficytach budżetowych do zaostrzenia polityki fiskalnej wcześniej, niż oczekiwał EBC.
Już zresztą można zauważyć, że gospodarka eurolandu traci impet. Jak podał wczoraj Eurostat, sprzedaż detaliczna w tym regionie zmniejszyła się w lutym o 0,6 proc. w stosunku do stycznia, gdy zmniejszyła się o 0,2 proc. Ekonomiści spodziewali się, że sprzedaż utrzyma się na niezmienionym poziomie. Europejczyków wyraźnie zniechęca do zakupów wysoka stopa bezrobocia, która w lutym sięgnęła rekordowego w historii strefy euro poziomu 10 proc.
W połączeniu z wciąż niskim wykorzystaniem mocy produkcyjnych wysoka stopa bezrobocia sprawia, że w strefie euro jeszcze długo nie powinna pojawić się presja inflacyjna. Niepokojące wstępne dane za marzec – kiedy wskaźnik cen konsumpcyjnych (CPI) wzrósł rok do roku o 1,6 proc., po zwyżce o 0,9 proc. w styczniu – to głównie skutek odbicia cen ropy naftowej z niskiego poziomu rok wcześniej. Ten „efekt bazy” wkrótce powinien jednak ustąpić. W rezultacie ekonomiści spodziewają się, że wzrost CPI będzie w najbliższych miesiącach oscylował wokół 1 proc. Bazowy CPI, który w lutym wynosił 0,8 proc., może do końca roku spaść nawet do 0,2 proc. – prognozują ekonomiści banku Goldman Sachs. – Deflacja, a nie gwałtowny wybuch inflacji pozostaje głównym zagrożeniem w strefie euro – twierdzi Ben May z Capital Economics.
Do niedawna zdawało się, że inaczej jest w brytyjskiej gospodarce. Za sprawą silnej deprecjacji funta, podwyżki podatku VAT i wzrostu cen energii inflacja wystrzeliła tam w lutym do 3,5 proc. W marcu jednak zwolniła do 3,0 proc., a ekonomiści spodziewają się, że z tych samych powodów, co w strefie euro trend spadkowy się utrzyma. W efekcie BoE, który wciąż uważa ożywienie gospodarcze na Wyspach za kruche, nie tylko utrzymał koszt pieniądza na niezmienionym poziomie, ale też nie zdecydował się na redukcję programu skupu obligacji, na który przeznaczył 200 mld dodrukowanych funtów (880 mld zł).