Węgrzy oczekują, że nowy rząd będzie zbawcą gospodarki

W niedzielę odbędzie się na Węgrzech pierwsza tura wyborów parlamentarnych. Lewicy wyborcy wystawią rachunek za kryzys, a prawicy zlecą zrobienie porządków

Publikacja: 10.04.2010 02:06

Victor Orban fidesz premier Węgier w latach 1998–2002. Teraz ponownie walczy o władzę. Weteran węgie

Victor Orban fidesz premier Węgier w latach 1998–2002. Teraz ponownie walczy o władzę. Weteran węgierskiej prawicy, którego poglądy gospodarcze ewoluowały od liberalizmu ku społecznej gospodarce rynkowej. Antykomunistyczny konserwatysta

Foto: Archiwum

Zwycięzcą zostanie najprawdopodobniej centroprawicowa Partia Fidesz (sondaże dają jej 55–60 proc. poparcia), a jej szef Victor Orban będzie nowym premierem. (To, jak dużą przewagę zdobędzie w parlamencie, będzie zależało od wyników drugiej tury – 25 kwietnia). Wyborcy ukażą w ten sposób socjalistów – mają poparcie w okolicach 10 proc., wyprzedzi ich zapewne nawet skrajna prawica z partii Jobbik – za 8 lat nieudolnych rządów.

[srodtytul]Hossa mimo recesji[/srodtytul]

Węgierska gospodarka była dwa lata temu w stanie niemal agonalnym. Jesienią 2008 r. rząd, by uniknąć bankructwa, musiał skorzystać z 25 mld USD pomocy z Międzynarodowego Funduszu Walutowego oraz z Unii Europejskiej. Od tej pory sytuacja gospodarcza mocno się poprawiła. Ale wciąż jest kiepska. O ile PKB Węgier spadł w 2009 r. o 6,3 proc., o tyle w tym roku ma zmniejszyć się zaledwie o 0,2 proc. Kraj jest wciąż pogrążony w recesji. W lutym bezrobocie sięgnęło rekordowego poziomu 11,4 proc.

Mimo to BUX, główny indeks giełdy w Budapeszcie, zyskał w tym roku 18, 5 proc. (WIG20 w tym czasie wzrósł o 6,9 proc.). Forint umocnił się zaś wobec dolara o prawie 7 proc. Inwestorzy dobrze postrzegają więc Węgry. Wierzą w poprawę sytuacji po wyborach i w to, że rząd w Budapeszcie będzie w stanie naprawić finanse publiczne.

[srodtytul]Grecy mieli prekursorów[/srodtytul]

Obecny kiepski stan węgierskiej gospodarki to w dużej mierze efekt kryzysu finansów publicznych wywołanego przez socjalistycznego premiera Ferenca Gyurcsanya. – Węgry są spisane na straty. Przez cztery lata nie zrobiliśmy nic. Absolutnie nic. Ostatnie półtora roku czy dwa lata były jednym wielkim kłamstwem. Spieprzyliśmy sprawę, i to strasznie. Żaden z europejskich krajów nie zrobił tylu głupstw co my – tak Gyurcsany opisywał w 2006 r. „dokonania” swojego rządu. Deficyt budżetowy sięgnął wówczas 9,3 proc. PKB, co władze ukrywały przed narodem, by nie przegrać wyborów. Później było już tylko gorzej. W następnych latach kraj musiał doświadczyć bolesnych cięć budżetowych i podwyżek podatków.

Gospodarka znacznie zwolniła, a później pogrążyła się w recesji. Gyurcsany odszedł w 2009 r. w atmosferze skandalu i przekazał władzę partyjnemu koledze Gordonowi Bajnajowi, który kontynuował cięcia. Polityka ta powoli odnosiła skutek. Ożywienie na rynkach eksportowych zmniejszyło skalę spadku PKB, a w wyniku cięć deficyt budżetowy spadł w 2009 r. do 3,6 proc. PKB.

Naprawa finansów publicznych zyskała uznanie inwestorów (jego wyrazem są m.in. zwyżki na giełdzie w Budapeszcie), zwłaszcza że rynki żyły przez kilka miesięcy kłopotami finansowymi Grecji. Eksperci wskazują, że te nastroje mogą być nadal dobre, jeśli reformy będą kontynuowane. Czy Fidesz u władzy będzie jednak gwarantem reform?Idąca po zwycięstwo partia wypowiadała się jak dotąd bardzo oględnie na temat swoich planów gospodarczych. Ograniczała się jedynie do typowych wyborczych obietnic obniżki podatków. Część inwestorów zachowuje więc ostrożność.

[srodtytul]Deficyt kwestią kluczową[/srodtytul]

– Wypracowaliśmy już trochę zysków na Węgrzech i czekamy, co się stanie po wyborach. Zadowala nas poprawa stanu finansów publicznych, ale tempo ożywienia gospodarczego w innych krajach regionu jest wyższe, przez co jesteśmy ostrożni – mówi Markus Brueck, zarządzający funduszem w Metzler/Payden European Emerging Markets Fund.

Ekonomiści spodziewają się, że Fidesz będzie realizować inną strategię gospodarczą niż socjaliści – skupi się bardziej na wspieraniu wzrostu gospodarczego oraz rozwiązywaniu strukturalnych problemów ekonomicznych (takich jak bariery dla przedsiębiorczości) niż na cięciach budżetowych. Ożywienie gospodarcze ma doprowadzić do wzrostu przychodów podatkowych, a więc przyczynić się do zmniejszenia deficytu budżetowego.

To zadanie może okazać się tytaniczną pracą. Zgodnie z prognozami rządu deficyt budżetowy wyniesie w tym roku 3,8 proc. PKB. Zdaniem wielu ekonomistów i polityków Fideszu może się on okazać o wiele większy. Zsigmond Járai, były minister finansów, spodziewa się nawet, że sięgnie on 8 proc. PKB. Opozycja zarzuca rządowi, że zaniżył prognozy deficytu, przyjmując zbyt optymistyczne założenia budżetowe i stosując księgowe sztuczki (np. nie uwzględniając w budżecie konsolidacji długów państwowych firm).

– Fidesz przesunie więc poziom planowanego deficytu budżetowego na 5,5 proc., by mieć pole do manewru. Nowy rząd będzie musiał jednak zyskać wsparcie dla swej polityki z Unii Europejskiej i Międzynarodowego Funduszu Walutowego – twierdzi Gyorgy Kovacs, analityk z UBS.

Od tego, co zdoła wynegocjować Budapeszt z międzynarodowymi instytucjami, zależeć mogą więc nastroje inwestorów wobec Węgier i zachowanie rynków. – Węgry odstają pod względem makroekonomicznym od reszty regionu. Tak więc zmiana prognoz dla tego kraju może bardzo łatwo wywołać „byczy” lub „niedźwiedzi” nastrój – dodaje Kovacs.Nastroje są obecnie bardzo „bycze”. Np. Bank of America Merrill Lynch od kilku miesięcy chwali Budapeszt za reformy i namawia inwestorów do nabywania węgierskich aktywów. Zdolność Fideszu do posprzątania po socjalistach zweryfikuje te prognozy.

– Inwestorzy, którzy wciąż wierzą w historię o węgierskim sukcesie, mogą być rozczarowani. Sytuacja nie jest bowiem tak dobra, jak malują to rynki. Zwycięstwo Fideszu nie będzie jednak złą wiadomością. Mogą się pojawić negatywne niespodzianki związane z przekroczeniem poziomu deficytu, ale rynki uzyskają też pewność, że nowy rząd będzie silny i stabilny – uważa Zoltan Torok, szef działu analiz w Raiffeisen Banku w Budapeszcie.

[srodtytul]Przestrogi dla Polski[/srodtytul]

Zdaniem ekonomistów los, który spotkał Węgry, jest przestrogą dla innych państw naszego regionu, by nie zaniedbywać reform finansów publicznych. Dotyczy to również Polski, choć różnic gospodarczych między naszym krajem a Węgrami jest wiele (np. Węgry w odróżnieniu od Polski nie mają konstytucyjnego ograniczenia dla długu).

– To, co się wydarzyło na Węgrzech, może być dla Polski straszakiem. Zdarzenia z ostatnich lat mówią wyraźnie, że im szybciej dokona się reform, tym lepiej. Liczyłabym na to, że rząd wykona pewne działania mające na celu naprawę finansów publicznych, niestety, nie wykazuje on obecnie chęci do reformowania – mówi Maja Goettig, główna ekonomistka BPH.

Na koniec 2009 r. dług publiczny naszego kraju, według polskich zasad jego obliczania, sięgnął 49,5 proc. PKB (gdy węgierski w tym czasie wyniósł 79,2 proc. PKB, a w tym roku może wzrosnąć do 79,8 proc. PKB). W tym roku może on wynieść 53 proc. PKB. Zbliża się on już do tzw. progów oszczędnościowych (55 proc. oraz 60 proc. PKB).

– Stan finansów publicznych jest obecnie naszym największym problemem gospodarczym. Rząd liczy na to, że szybszy wzrost gospodarczy pozwoli mu zmniejszyć zadłużenie. Bez reformy finansów publicznych szybkie tempo wzrostu gospodarczego jest jednak na dłuższą metę nie do utrzymania. Jeśli sytuacja nie będzie naprawiana, inwestorzy mogą się odwrócić od Polski – dodaje Goettig.

[ramka][b]Raffaella Tenconi - główna ekonomistka, Wood & Company, Praga [/b]

Fidesz zapewne będzie kontynuować politykę oszczędnościową socjalistów. To się jednak rządowi Orbana opłaci – zyska w przyszłym roku więcej pola do manewru, by stymulować gospodarkę. Perspektywy dla kraju poprawiają się. Spodziewamy się, że wzrost gospodarczy może wynieść w tym roku nawet 1 proc. Co prawda planowany obecnie poziom deficytu może zostać przekroczony, ale nie będzie miało to dużego znaczenia, jeśli nie będzie to drastyczne minięcie się z celem. Węgry nie są przecież należącą do strefy euro Grecją. Nie sądzę również, by Polska stała się „drugimi Węgrami”. Polski dług publiczny jest przecież znacznie niższy i ograniczony przez konstytucję. Inna jest struktura polskiej gospodarki. Cięcia budżetowe nie będą więc miały tak drastycznego wpływu na gospodarkę jak na Węgrzech.

[b]Neil Shearing - ekonomista, Capital Economics, Londyn [/b]

Czy Polska może podzielić los Węgier? Nie da się tego wykluczyć. Między oboma krajami jest jednak wiele różnic, które zmniejszają prawdopodobieństwo realizacji takiego scenariusza. Polski dług publiczny, chociaż rośnie, jest wciąż dużo mniejszy od węgierskiego, a polska gospodarka jest obecnie w lepszym stanie niż gospodarki innych państw Europy Środkowo-Wschodniej. Konsolidacja fiskalna sama w sobie nie musi doprowadzić do znacznego spowolnienia wzrostu gospodarczego. Ważny będzie natomiast moment, w którym zostanie dokonana. Dla Polski o wiele lepiej byłoby, gdyby jej rząd przeprowadził reformy finansów publicznych w czasie prosperity, a nie obecnie lub np. za dwa lata. [/ramka]

Gospodarka światowa
Opłaciła się gra pod Elona Muska. 500 proc. zysku w kilka tygodni
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Gospodarka światowa
Jak Asadowie okradali kraj i kierowali rodzinnym kartelem narkotykowym
Gospodarka światowa
EBC skazany na kolejne cięcia stóp
Gospodarka światowa
EBC znów obciął stopę depozytową o 25 pb. Nowe prognozy wzrostu PKB
Materiał Promocyjny
Cyfrowe narzędzia to podstawa działań przedsiębiorstwa, które chce być konkurencyjne
Gospodarka światowa
Szwajcarski bank centralny mocno tnie stopy
Gospodarka światowa
Zielone światło do cięcia stóp