– Wciąż istnieje bardzo duże ryzyko. Węgierski deficyt budżetowy prawdopodobnie wyniesie w tym roku nieco więcej niż 5 proc. PKB, podczas gdy odchodzący rząd spodziewa się 3,8 proc. PKB – twierdzi Kai Stukenbrock, analityk z S&P. Agencja utrzymuje obecnie rating Węgier na stosunkowo niskim poziomie BBB-. Wczoraj również konkurencyjna agencja Moody’s zapowiedziała, że może jeszcze przez dłuższy czas utrzymać węgierski rating na poziomie Baa1.

Oświadczenia te przyczyniły się wczoraj do wyhamowania zwyżek na giełdzie w Budapeszcie. Jej główny indeks BUX na zamknięciu był 0,04 proc. wyżej niż na koniec piątkowej sesji. Przed południem rósł jednak nawet o 1,8 proc. W ten sposób inwestorzy reagowali na zwycięstwo centroprawicowej partii Fidesz w pierwszej turze wyborów parlamentarnych. Uzyskała ona 52,7 proc. głosów i ma szansę na uzyskanie po drugiej turze wyborów dwóch trzecich miejsc w parlamencie. Fidesz odsunie więc od rządów socjalistów (19,3 proc. głosów), którzy wtrącili kraj w największy kryzys gospodarczy od upadku komunizmu.

Victor Orban, szef Fideszu i przyszły premier, przyznał, że odchodzący rząd zostawia gospodarkę w ciężkim stanie, a deficyt będzie w tym roku wyższy od dotychczasowych założeń. Zapowiedział jednak, że jego gabinet zrobi wszystko, by deficyt obniżyć i jednocześnie wspierać ożywienie gospodarcze i poprawiać konkurencyjność węgierskiej gospodarki.

– Większość dwóch trzecich w parlamencie da rządowi możliwość daleko idących zmian prowadzących do naprawy finansów publicznych. Pytanie tylko, czy ta możliwość zostanie wykorzystana – uważa Stukenbrock.