W kwietniu Bank Japonii zapowiedział, że w ciągu dwóch lat podwoi bazę monetarną  (składa się na nią gotówka w obiegu i rezerwy banków w banku centralnym). W tym celu co miesiąc w ramach ilościowego łagodzenia polityki pieniężnej (QE) skupuje za wykreowane pieniądze obligacje skarbowe za 7,5 bln jenów (około 226 mld zł). Ten program, w połączeniu z ekspansywną polityką fiskalną premiera Shinzo Abego, wydaje się przynosić efekty. W październiku roczna inflacja bazowa, nieobejmująca cen żywności i energii, wyniosła 0,3 proc. To odczyt najwyższy od 1998 r. Cel inflacyjny, który w styczniu BoJ podwyższył do 2 proc., jest jednak nadal odległy. Najważniejszy z perspektywy tokijskiej instytucji indeks cen (uwzględnia energię, ale pomija świeżą żywność) wzrósł w październiku o 0,9 proc. rok do roku. Dlatego ekonomiści oceniają, że BoJ nie powiedział jeszcze ostatniego słowa.

Według doniesień Reutersa bank rozważa skup w ramach QE bardziej ryzykownych niż obligacje aktywów, np. jednostek uczestnictwa w funduszach akcji. Informatorzy agencji zastrzegają jednak, że rozmowy o narzędziach, jakie ma jeszcze do dyspozycji BoJ, nie oznaczają, że zdecyduje się on któregoś z nich użyć. Jeśli tak się stanie, to najprawdopodobniej w lipcu, gdy będzie już wiadomo, czy planowana na początek kwietnia podwyżka podatku konsumpcyjnego z 5 do 8 proc. uderzyła w koniunkturę.

Część ekonomistów jest jednak przekonana, że BoJ zadziała wcześniej. Według Martina Schulza, ekonomisty z Fujitsu Research Institute, słabnący popyt wewnętrzny i hamująca inflacja zmuszą go do tego już w maju. Inwestorzy ten scenariusz zaczęli dyskontować natychmiast. We wtorek tokijski indeks Nikkei 225 zyskał 0,6 proc., osiągając najwyższy poziom od grudnia 2007 r. Analitycy tłumaczyli to właśnie oczekiwaniami inwestorów na kolejne bodźce dla gospodarki.