Od połowy roku m.in. takie europejskie giganty bankowości, jak UBS, Barclays, Credit Suisse, HSBC czy Royal Bank of Scotland, ogłosiły już plany redukcji zatrudnienia o około 70 tysięcy etatów. Ale na tym się nie skończy.
Sytuacja rynkowa pogarsza się i wiele instytucji finansowych, w których po ostatnim kryzysie znów wywindowano płace, zwłaszcza w pionach bankowości inwestycyjnej, będzie musiało podjąć bolesne decyzje, by zmniejszyć koszty działalności. Banki będą miały do wyboru dalsze cięcie etatów bądź rezygnację z premii.
Stałe koszty mocno w górę
– Cięcie zarobków to absolutnie ostatnia rzecz, jaką będą chciały zrobić banki. Często nie pozwalają im na to zapisy w umowach – twierdzi Jason Butwick z londyńskiej kancelarii prawniczej Dechert. Podkreśla, że wiązałoby się to z wieloma zagrożeniami, m.in. o charakterze prawnym, reputacyjnym czy handlowym.
Według analityków Barclays Capital w 20 największych bankach na świecie koszty wynagrodzeń, które w 2009 r. stanowiły 55 proc. zysku, w tym roku wyniosą już 65 proc. W przypadku pionu inwestycyjnego UBS i Credit Suisse oraz Nomura Holdings może to być nawet ponad 80 proc. Jak szacuje Jason Kennedy, prezes Kennedy Group, w ciągu trzech lat średnie podstawowe wynagrodzenie dyrektora zarządzającego w londyńskim przedstawicielstwie globalnego banku inwestycyjnego wzrosło z przedziału 175–250 tys. funtów do 300– –500 tys. GBP.
Wyniki coraz gorsze
Pogarszająca się koniunktura gospodarcza oraz kryzys zadłużeniowy w strefie euro to główne powody, dla których instytucje finansowe mogą być zmuszone do oszczędności. Łączne przychody 20 największych globalnych banków inwestycyjnych w I połowie roku zmniejszyły się o 8 proc., a w tym samym okresie rok wcześniej spadek ten wyniósł 23 proc. Indeks Bloomberga obejmujący akcje 46 europejskich banków i innych instytucji finansowych od stycznia stracił 38 proc.