Na poniedziałek zaplanowano spotkania na najwyższym szczeblu w sprawie Grecji. Wieczorem, z inicjatywy Donalda Tuska, odbędzie się szczyt strefy euro. Kilka godzin wcześniej do Brukseli zjadą ministrowie finansów tworzący Eurpogrupę. Porozumienie jest możliwe tylko pod warunkiem, że do tego czasu — z uwzględnieniem negocjacji technicznych w ciągi weekendu — Grecja przedstawi jakiekolwiek konkrety. — Potrzebny jest dialog dorosłych — powiedziała wprost dyrektor wykonawcza MFW Christine Lagarde, a szef Eurogrupy Jeroen Dijsselbloem podkreślił, że do negocjacji powinni usiąść partnerzy, którzy mówią prawdę swoim obywatelom. Bo do tej pory, począwszy od pierwszych ustaleń w lutym, nowy rząd pod wodzą radykalnie lewicowej Syrizy, wyłącznie gra na czas. Próbuje postawić wierzycieli pod ścianą w nadziei, że wizja bankructwa kraju strefy euro i nieznane zupełnie konsekwencje takiego wydarzenia, zmusi ich do łagodzenia warunków uwolnienia ostatniej wartej 7,2 mld euro raty z drugiego programu pożyczkowego.
Czasu właściwie już nie ma. Program pożyczkowy wygasa 30 czerwca. Tego samego dnia przypada termin zwrotu 1,6 mld euro wobec MFW. Szefowa MFW podkreśliła, że nie ma żadnej możliwości przesunięcia tego terminu. Czyli pieniądze potrzebne są wcześniej. A żeby je wypłacić potrzebne jest porozumienie podpisane przez Grecję, strefę euro i MFW, zaakceptowane też przez Europejski Bank Centralny. W niektórych krajach, np. w Niemczech, ratyfikacja wymaga dłuższej, nawet tygodniowej procedury parlamentarnej. A to oznacza, że poniedziałek 22 czerwca to już naprawdę ostatni dzwonek.
Według francuskiego dziennika "Le Monde" Europejski Bank Centralny poważnie obawia się, że w obliczu narastającej paniki banki greckie po prostu pozostaną zamknięte w poniedziałek. Od początku tygodnia do czwartku włącznie Grecy wycofali depozyty na kwotę 3 mld euro, dziś z pewnością dojdą stamtąd kolejne niepokojące wieści. Bank Grecji przygotowuje się na najgorsze i dlatego poprosił dziś EBC o zwiększenie zastrzyku płynności. Obecnie zaangażowanie EBC wynosi ponad 84 mld euro, Bank Grecji potrzebuje więcej, żeby zadowolić zaniepokojonych deponentów. Na razie EBC może to robić, ale jeśli okaże się, że nie ma porozumienia, to stanie przed potężnym dylematem. Bo nie będzie mógł dłużej finansować kraju, który jest bankrutem, zabraniają mu tego unijne traktaty. Wycofanie płynności z greckiego systemu bankowego byłoby faktycznie momentem bankructwa.
Grecy nie chcą wyjścia ze strefy euro. Pokazują to zarówno badania opinii publicznej, jak i ostatnie demonstracje w Atenach. Sam rząd jest zresztą przekonany, że lepiej pozostać w strefie wspólnej waluty, tyle że na warunkach greckich i z gwarancją kolejnej redukcji długu.
Anna Słojewska z Brukseli