Kurs juana w Hongkongu podskoczył o 0,7 proc., a na krótko, po raz pierwszy od października udało się nawet zlikwidować dyskonto wobec kursu onshore kształtowanego w Chinach kontynentalnych. Koszt pożyczania pieniędzy na jeden dzień w Hongkongu podskoczył do 66,82 proc., ponad pięciokrotnie w stosunku do poniedziałku, gdyż Ludowy Bank Chin wchłonął całą podaż juana.
Podejmując interwencję na rynku w Hongkongu PBOC stara się zniechęcić inwestorów obstawiających szybką deprecjację juana oraz zniwelować spread juana w stosunku do kursu onshore, co jest jednym z warunków włączenia chińskiej waluty do koszyka walut Międzynarodowego Funduszu Walutowego.
Wprawdzie działania mające na celu stabilizację kursu mogą złagodzić obawy inwestorów odnośnie do twardego lądowania chińskiej gospodarki, ale z drugiej strony trwały wzrost kosztu kredytu może pokrzyżować plany władz dotyczące zwiększenia roli juana w transakcjach na międzynarodowym rynku finansowym.
- Problem polega na tym, że juan stał się obiektem jednostronnej deprecjacyjnej gry, a w takiej sytuacji nie chce się znaleźć żaden decydent kształtujący politykę pieniężną i trudno się dziwić, iż doszło do mocniejszej interwencji - wskazuje Sue Trinh, odpowiedzialna za strategię na azjatyckich rynkach walutowych w Royal Bank of Canada. Podkreśla ona, ze w krótkim terminie wszyscy grający na krótko przeciwko juanowi boleśnie to odczują.
- Gra przeciwko juanowi nie powiedzie się, a apele nawołujące do dużej deprecjacji są śmieszne, gdyż decydenci są zdeterminowani by zagwarantować stabilność waluty - przekonywał w Nowym Jorku chiński ekspert Han Jun, -zajmujący się zagadnieniami finansowymi i ekonomicznymi.