Utrzymująca się na niskim poziomie przez większą część ubiegłej dekady inflacja w USA do tej pory zadziwiała ekonomistów i pozwalała na swobodny wzrost gospodarczy bez konieczności zacieśniania polityki monetarnej. Taka sytuacja nie będzie trwać jednak wiecznie. Wśród sił grupujących się do zasilenia wzrostu cen stoją: najniższa od 17 lat stopa bezrobocia w USA, powrót ropy powyżej 70 USD za baryłkę, osłabienie dolara i wciąż dość gołębia polityka pieniężna. Dodatkowo prawie 20 stanów od Florydy po Waszyngton zaczęło rok od podnoszenia minimalnej płacy. W rezultacie niektórzy ekonomiści deklarują materializację punktu zwrotnego w tym roku, w którym inflacja zbliży się do 2-procentowego celu Rezerwy Federalnej, lub ten cel naruszy. W związku z presją inflacyjną FED podniósł już pięciokrotne stopy procentowe od grudnia 2015 r.
Inwestorzy zwracają uwagę także na rentowności obligacji amerykańskich. Oprocentowanie dwulatek sięgnęło w piątek po raz pierwszy od 2008 r. ponad 2 proc. Wynika to z oczekiwanej przez inwestorów wyższej inflacji, a to z kolei oznacza, że FED może rozważyć szybsze od zakładanego zacieśnianie polityki monetarnej. - Przy wciąż wysokim wzroście i niskim bezrobociu, w ciągu tego roku inflacja powinna przekroczyć 2 procent - powiedział Kenneth Rogoff, profesor ekonomii na Uniwersytecie Harvarda i były główny ekonomista Międzynarodowego Funduszu Walutowego.
Rosnące koszty życia mogą stać się wkrótce zjawiskiem globalnym. Bruce Kasman, główny ekonomista JPMorgan Chase & Co., ocenia, że ??80 procent z 33 krajów, które monitoruje jego zespół, rośnie w tempie wyższym od długoterminowego trendu, a ogólnoświatowa tzw. inflacja bazowa (po wyłączeniu żywności i energii) podskoczy do około 2,2 procent w tym roku. Wyłączając niestabilne ceny paliwa i żywności, indeks cen FEDu wyniósł zaledwie 1,5 procent w listopadzie, co sugeruje, że zamknie on 2017 rok znacznie poniżej 2 procent. Wzrost cen był poniżej celu Rezerwy Federalnej przez prawie cały czas w ciągu ostatnich pięciu lat.
Co wyróżnia 2018? Odpowiedź wg Jana Hatziusa, głównego ekonomisty w Goldman Sachs Group tkwi w przebudzeniu krzywej Phillipsa, kamienia węgielnego teorii ekonomicznej, która sugeruje wzrost cen, gdy bezrobocie spada. 20 lat danych kwartalnych w 13 miastach pokazuje, że ceny rosną szybciej, gdy stopa bezrobocia spada poniżej 4 procent. W skali kraju bezrobocie spadło do 4,1 procent z wysokiego poziomu recesji wynoszącego 10 procent w 2009 r. Amerykański naród zbliża się więc do tego progu. Raport Departamentu Pracy w piątek pokazał, że podstawowe ceny konsumpcyjne wzrosły o 0,3 procent w grudniu w stosunku do poprzedniego miesiąca, co stanowi największy wzrost w ciągu roku. Wciąż jednak nie jest przesądzone, że presja cenowa wzrośnie aż tak znacząco.
- Nie można mieć inflacji przez zaklęcie - stwierdza Omair Sharif, starszy ekonomista w Societe Generale SA w Nowym Jorku. - Wzrost cen nie odrodzi się tylko dlatego, że ktoś mówi, że krzywa Philipsa w końcu zacznie działać. Wiele osób twierdziło tak już w 2017 r. -