O ile jednak w Państwie Środka ma on głównie służyć kontrolowaniu obywateli pod kątem ich niepożądanych zachowań, o tyle w Australii jest przedstawiany jako budowa „inteligentnego miasta". – System powie nam, gdzie ludzie używają wi-fi, do czego go używają, czy oglądają filmy na YouTube itp. Wszystkimi tymi kawałkami informacji możemy dzielić się z biznesem. Możemy np. powiedzieć biznesowi: „Hej, 80 proc. ludzi używa Instagramu na tym obszarze w tych godzinach" – wyjaśnia w rozmowie z serwisem NT News Josh Sattler odpowiedzialny w samorządzie Darwin za innowacje. Dodaje jednak, że częścią systemu będą „wirtualne płoty„. System będzie szybko wykrywał, czy jakaś niepożądana osoba znajdzie się na terenie, na którym nie powinno jej być.

Samorządowcy z Darwinu przyglądali się wcześniej uważnie, jak działa podobny system kontroli elektronicznej w chińskim mieście Shenzen. W Chinach jest on wykorzystywany m.in. po to, by przyznawać i odbierać obywatelom punkty tzw. kredytu społecznego. Jeśli obywatel ChRL angażuje się w niepożądaną działalność, np. nie spłaca długów, popada w nałogi lub „szkaluje rząd", punkty są mu odbierane. Jeśli spadną poniżej określonego poziomu, obywatel może stracić np. możliwość kupowania biletów na szybkie pociągi lub korzystania z szybkiego internetu, a pracodawcy muszą składać raporty o ich zachowaniu. Zachowania pożądane przez chiński rząd prowadzą zaś do przyznawania punktów w systemie kredytu społecznego. Posiadanie dużej liczby punktów oznacza np. dostęp do preferencyjnych pożyczek czy inne nagrody. Państwowa propaganda przedstawia to jako sposób na wypracowanie harmonii społecznej. Powstają nawet piosenki reklamujące ten system kontroli. HK