Oczywiście, to tylko założenie, a ostatnie miesiące uczą nas, że RPP potrafi być bardzo labilna, jeżeli chodzi o swoją strategię. Według moich prognoz inflacja po marcu, ale szczególnie w II półroczu, będzie już przyspieszała, nawet do 6–7 proc. Ale ostatnia projekcja NBP, z listopada, wskazywała na bardziej konsekwentny spadek inflacji. Jeśli nowa projekcja będzie pod tym względem podobna, a jednocześnie będzie startowała z niższego punktu, to RPP dostanie argument, żeby stopy obniżyć. Poza tym taka decyzja może być niejako wymuszona przez sytuację rynkową.
Ten rok będzie stał pod znakiem wyraźnego spadku stóp procentowych zarówno w USA, jak i w strefie euro i naszym regionie. Gdyby RPP wysłała mocny sygnał, że nie będzie stóp obniżać, skutkiem mogłaby być nadmierna aprecjacja złotego. Szczególnie, że potrzeby pożyczkowe rządu będą wysokie, więc inwestorzy zagraniczni będą mieli co kupować.
Listopadowa projekcja pokazywała konsekwentny spadek inflacji, bo opierała się na założeniu, że do końca roku będzie obowiązywała tarcza antyinflacyjna. To wydaje się mało prawdopodobne i nie jest jasne, że w nowej projekcji to założenie będzie utrzymane.
Na dzisiaj wiemy, że zamrożone ceny energii i ciepła dla gospodarstw domowych będą utrzymane do połowy roku, a VAT na żywność pozostanie obniżony z 5 proc. do zera do końca I kwartału. Ale biorąc pod uwagę kalendarz polityczny, uważam, że rząd zdecyduje się utrzymać ten drugi element tarczy także do końca I półrocza. W takiej sytuacji w II półroczu mielibyśmy do czynienia z odbiciem inflacji. Nie można jednak tracić z oczu także szerszego obrazka inflacyjnego. W szczególności podwyżki wynagrodzeń w tym roku będą szeroko adresowane. Podwyżka płacy minimalnej zgodnie z danymi Ministerstwa Pracy i Polityki Społecznej obejmie około jednej czwartej wszystkich zatrudnionych. Do tego dojdą podwyżki płac w sektorze publicznym średnio o 20 proc. i dla nauczycieli o 30 proc. Można szacować, że co trzeci zatrudniony otrzyma w tym roku podwyżkę o około 20 proc. A w warunkach napiętej sytuacji na rynku pracy i przyspieszenia wzrostu gospodarczego utrzymywała będzie się też presja na organiczny wzrost płac w sektorze przedsiębiorstw. Na to nakłada się indeksacja rent i emerytur od końca I kwartału, oparta na bardzo wysokiej inflacji z ub.r. To wszystko stanowi dosyć żyzne pole dla inflacji.
W 2023 r. wynagrodzenia też rosły średnio w kilkunastoprocentowym tempie, ale trudno uznać, że było to istotne źródło inflacji. Dlaczego to miałoby się zmienić?
W ub.r. wzrost płac nie zadziałał mocno inflacyjnie, bo realne dochody gospodarstw domowych nie rosły, a konsumenci nie mieli dużej skłonności do wydawania. W tym roku, moim zdaniem, to się zmieni. Wskaźniki nastrojów konsumenckich już wyraźnie wzrosły i będą dalej rosły w związku z coraz silniejszym przekonaniem, że inflacja nie będzie może bardzo niska, ale też nie będzie już tak wysoko jak w ostatnich latach. Nie jestem aż takim optymistą jak niektórzy ekonomiści, którzy oczekują boomu konsumpcyjnego, ale spodziewam się, że ruszy szersza fala wydatków.