Zachęcam uczestników rynku do pracy nad zachęcaniem władz spółek do publikowania oczekiwanych przychodów, wyniku operacyjnego czy netto, jak to robi spółka Kęty, podawania daty publikacji i publikacji szacunków wyników, jak to robi XTB, oraz organizowania konferencji wynikowych. Rosnące zainteresowanie akcjonariuszy uczestniczeniem w walnych zgromadzeniach i coraz częstsze zadawanie pytań władzom spółki czy też inicjatywa zmiany zasad warunków ogłaszania wezwań sygnalizują ewolucję praktyki rynkowej. Symptomy dotyczące możliwej zmiany rozliczania zachęt skutkujące szansą na zwiększenie salda napływów do funduszy akcji polskich, pomysł na profesjonalizację rad nadzorczych w spółkach z udziałem SP czy intencja ministra finansów dotycząca złagodzenia podatku Belki to inicjatywy wspierające atrakcyjność i konkurencyjność polskiego rynku kapitałowego.
Zmiany są konieczne
mirosław kachniewski, prezes Stowarzyszenia Emitentów Giełdowych
Najważniejszą grupą uczestników rynku kapitałowego są inwestorzy i ich potrzeby informacyjne powinny być zaspokajane. Należy jednak mieć na względzie, że w wielu przypadkach wymogi regulacyjne zdecydowanie przewyższyły potrzeby inwestorów. Nie chodzi o to, aby pozbawić rynek informacji, ale aby zakres przekazywanych danych odpowiadał potrzebom inwestorów. Chciałbym zwrócić uwagę na koszty z tym związane. I nie chodzi o bezpośrednie koszty pokrycia wypełnienia obowiązków informacyjnych, ale o utracone korzyści i o utracone spółki. Nadmierna otwartość informacyjna bardzo utrudnia konkurowanie z nienotowanymi firmami, co prowadzi do dwojakich reakcji: rezygnacji z okazji biznesowych, jeśli ich realizacja nie jest możliwa przy otwartej kurtynie i/lub rezygnacji z notowania jako drogi do uniknięcia tych problemów. Jeśli nic nie zrobimy, nie zatrzymamy trwających od blisko dekady delistingów, często po cenach krzywdzących dla akcjonariuszy mniejszościowych. Konieczne jest takie ułożenie wymogów informacyjnych, aby zaspokajały najważniejsze potrzeby inwestorów, jednocześnie jednak nie ograniczały ich zysków. Realizacja tych postulatów w praktyce oznaczałaby ograniczenie raportów kwartalnych do najważniejszych pozycji ze sprawozdania finansowego. Inwestorzy mogliby śledzić bieżącą sytuację spółki, nie podcinając jednocześnie biznesowej gałęzi, na której siedzą. Jestem przekonany, że wspólnie z inwestorami wypracujemy taki zakres wymaganych informacji, aby jak najlepiej wpływało to na kondycję rynku.
Nie likwidujmy, ale ograniczmy
dominik niszcz, analityk Trigona DM
Raporty kwartalne to kluczowa publikacja tego okresu. Akcjonariusze cenią przede wszystkim szybkość jej publikacji: dzięki temu, że raporty za I i III kwartał nie są opóźniane koniecznością ich badania przez audytora, informacja do inwestorów dociera nawet szybciej niż po półrocznych czy rocznych wynikach. Jeśli mamy już coś zmieniać, to ograniczmy zakres obowiązkowych informacji opisowych, bo to uderza w spółki, które podchodzą rzetelnie do raportowania, a wielu emitentów wypełnia je tylko dla odhaczenia obowiązku i nie publikuje tam istotnych informacji. Przez kilka lat czytaliśmy w wielu raportach tę samą formułkę, czasem długą, dotyczącą covidu czy wojny w Ukrainie, mimo że miała ona specyficzne znaczenie tylko dla wybranych emitentów. Inicjatywa likwidacji raportów to cios w mniejszych akcjonariuszy, w tym indywidualnych, którzy nie mają okazji do bezpośredniego kontaktu z zarządami. Prawdopodobnie skutkowałaby też w wielu przypadkach brakiem telekonferencji po I i III kwartale, będących istotną formą kontaktu z zarządem oraz możliwością lepszego zrozumienia biznesu danej firmy. Nie rozumiem, dlaczego dyskutujemy o możliwości likwidacji kwartalnych raportów, a nie np. o możliwości ograniczenia ich objętości. Lepszym rozwiązaniem byłaby likwidacja obowiązku audytowania półrocznych raportów i przyspieszenie ich publikacji do połowy sierpnia. Podstawowym dokumentem byłby raport roczny, a pozostałe kwartalne szybko po zakończeniu okresu dawałyby szanse do aktualizacji najważniejszych informacji finansowych.