Kołem zamachowym inflacji w ostatnich miesiącach są głównie konsekwencje ataku Rosji na Ukrainę: wzrost cen surowców energetycznych i rolnych. Przejawia się to tym, że od kilku miesięcy konsekwentnie towary drożeją szybciej niż usługi, które są pod większym wpływem krajowych czynników, takich jak płace. W kwietniu towary podrożały o 13,1 proc. rok do roku, po 11,6 proc. w marcu, podczas gdy ceny usług wzrosły o 10,1 proc. po 9,1 proc. miesiąc wcześniej.
Spośród głównych kategorii towarów i usług, najszybciej – ale wolniej niż w marcu - drożały w kwietniu paliwa do prywatnych środków transportu. Ich ceny wzrosły o 27,8 proc. rok do roku, po 33,5 proc. miesiąc wcześniej. Niemal równie mocno, o 27,3 proc. po 23,9 proc. w marcu, wzrosły ceny nośników energii (gaz, prąd i opał). Na pierwszym planie były ceny opału, które podskoczyły o 76,5 proc.
Najwięcej emocji budzą jednak obecnie ceny żywności i napojów bezalkoholowych, a więc towarów, które mają największy udział w wydatkach statystycznego gospodarstwa domowego. W kwietniu podrożały one o 12,7 proc. rok do roku, po 9,2 proc. w marcu. To dodało (w porównaniu do marca) aż 0,9 pkt proc. do inflacji CPI. W stosunku do poprzedniego miesiąca towary z tej kategorii podrożały o 4,4 proc., najbardziej od połowy lat 90. XX w. i dziesięciokrotnie bardziej niż zwykle w tym okresie. Szczególnie gwałtownie drożeje mięso drobiowe (46,7 proc.), cukier (o 35 proc. rok do roku), tłuszcze roślinne (33 proc.) i mąka (25,5 proc.).
To właśnie szybki wzrost cen żywności sprawił, że – jak wyliczyli analitycy z UCE Research i Wyższych Szkół Bankowych – w sklepach detalicznych ceny w kwietniu wzrosły średnio o niemal 22 proc. rok do roku. Te dane wywołały spore poruszenie w mediach, przywoływał je też lider opozycji Donald Tusk, twierdząc, że to „prawdziwa” inflacja. Warto jednak wiedzieć, że dane UCE Research i WSB dotyczą średniego wzrostu cen około 30 tys. produktów. Czyli z wzrostem kosztów życia o 22 proc. borykać może się tylko ktoś, kto wydaje po tyle samo na każdy z tych produktów. Tymczasem GUS, wyliczając CPI, bierze pod uwagę zmianę cen w szerokim koszyku towarów i usług, odzwierciedlającym strukturę wydatków przeciętnego gospodarstwa domowego.
Na podstawie piątkowych danych GUS ekonomiści szacują, że tzw. inflacja bazowa, nie obejmująca cen energii i żywności, a przez to lepiej oddająca presję inflacyjną pochodzenia krajowego, wyniosła w kwietniu około 7,6-7,7 proc. rok do roku po 6,9 proc. w marcu. Przed wstępnym szacunkiem CPI ekonomiści przeciętnie zakładali, że inflacja bazowa wyniosła 7,4 proc.
Co dalej? Ekonomiści podkreślają, że prognozy są wyjątkowo niepewne. Inflacja będzie w dużej mierze zależała od sytuacji na rynku surowców, ta zaś od dalszego przebiegu wojny w Ukrainie. Obecnie większość analityków zakłada jednak, że inflacja szczyt na poziomie 14-15 proc. osiągnie w czerwcu bądź w lipcu. Potem inflacja powinna powoli opadać, ale do końca 2022 r. nie wróci poniżej 10 proc. Powrót do celu inflacyjnego NBP, czyli 2,5 proc., prawdopodobny jest najwcześniej w 2024 lub 2025 r.