– Przedsiębiorcy wyciągnęli gorzką naukę z ostatnich lat – uważa Bohdan Wyżnikiewicz z Instytutu Badań nad Gospodarką Rynkową. – Pamiętają, jak trudno było im pozyskać pracowników w latach 2006–2007, po tym, jak gremialnie ich zwalniali w czasie poprzedniego spowolnienia na początku dekady – tłumaczy ekonomista. Wskazuje, że obecne zachowanie biznesu świadczy o dojrzałości gospodarczej, ale też ma negatywne konsekwencje dla rynku pracy młodych ludzi.
Od początku roku najszybciej bowiem wzrosło bezrobocie wśród młodzieży, do 25. roku życia. Na początku listopada w pośredniakach zarejestrowanych było ponad 396 tys. młodych ludzi, ok. 90 tys. więcej niż pod koniec 2008 roku. Teraz stanowią ponad 23 proc. wszystkich bezrobotnych.
– Firmy przyjęły strategię niezwalniania pracowników, a to oznacza, że nie przyjmują do pracy ludzi młodych, bez kwalifikacji – tłumaczy Urszula Sztanderska, ekonomistka z Uniwersytetu Warszawskiego. – Zawsze tak jest, że w czasach dekoniunktury bezrobocie młodych rośnie najszybciej. W najlepszej sytuacji są absolwenci uczelni wyższych z tytułem magisterskim. – Im młodzi ludzie mają niższe wykształcenie, tym trudniej będzie im znaleźć pracę – dodaje Sztanderska.
– Zatrudnienie młodych ludzi bez kwalifikacji zawodowych jest dla przedsiębiorstwa inwestycją na przyszłe lata, a teraz firmy opierają się na doświadczeniu pracowników, jakich mają, a nie na inwestowaniu w przyszłość – dodaje Bohdan Wyżnikiewicz.
Jego opinię potwierdza Małgorzata Starczewska-Krzysztoszek, ekspert Polskiej Konfederacji Pracodawców Prywatnych Lewiatan. – Przedsiębiorcy, szczególnie z dużych firm, zrozumieli, jak ważnym zasobem jest kapitał społeczny, czyli pracodawcy – uważa.Starczewska-Krzysztoszek wskazuje, że w okresie dobrej koniunktury firmy zatrudniały nieco na zapas i kryzys dopadł je w sytuacji przerostów zatrudnienia. – Stąd często zwolnienia w pierwszych miesiącach roku to nie było „ślepe” cięcie zatrudnienia, tylko budowanie potencjału załogi już na czas wychodzenia z kryzysu – tłumaczy.