Stało to w kontraście do bardzo dobrych danych mówiących o najwyższym od kwietnia 2011 roku odczycie krajowego wskaźnika PMI dla przemysłu.
Dzisiejsza sesja stała pod znakiem indeksów PMI/ISM dla sektora przemysłowego, gdzie większość z nich prezentowała niezłą formę. Począwszy od Chin poprzez Niemcy czy skończywszy na USA wskaźniki zaskakiwały pozytywnie. Główne silniki światowej gospodarki według miary menadżerów logistyki miewają się dobrze. Pozytywnie zaskoczyła również Polska czy w końcu Włochy. Wszędzie bowiem odczyty notowały maksima niewiedziane od dłuższego czasu. Niestety na europejskim kontynencie wzrost nie był równomierny i przykładowo potwierdzona została słabość sektora przemysłowego we Francji, czy okazało się, że dla Hiszpanii wspomniany wskaźnik spadł do najniższego poziomu od maja i podobnie jak nad Sekwaną obniżył się poniżej newralgicznej granicy 50 pkt. Były to jednak raczej wyjątki niż dzisiejsza reguła.
Pomimo publikacji w większości niezłych informacji, parkiety niespecjalnie kwapiły się do wzrostów. Mogło to o tyle dziwić, że podczas hossy, a z nią przecież wciąż mamy do czynienia, pierwszy dzień miesiąca i dobre dane publikowane tego dnia przeważnie prowadzą do zwyżek. Dzisiaj ich nie doświadczyliśmy i był to sygnał ostrzegawczy. Być może wynikał on z doniesień o słabszej niż w roku minionym sprzedaży podczas długiego weekendu w USA. Co prawda liczba odwiedzających sklepy się zwiększyła, a sprzedaż online zgodnie z oczekiwaniami wzrosła, to jednak nie na tyle by całe czterodniowe szaleństwo przedświątecznych zakupów wartościowo było większe niż przed rokiem. Pamiętać jednak trzeba, że ceny rok do roku również spadły, a więc mniejszy wartościowo popyt mógł wynikać i z tego czynnika. Słabszą sprzedaż traktowano jednak zero-jedynkowo i stąd zapewne dzisiejszy nieco gorszy nastrój niż podczas każdego innego początku miesiąca.
Warszawa jednak zdołała się nawet na tym słabym globalnie rynku wyróżnić negatywnie. Nie było to oczywiste od samego początku sesji, ale uwidoczniło się szczególnie popołudniem. Początkowo bowiem dominował spokojny handel z niewielkim obrotem. Skromna aktywności została zresztą do samego końca, ale ceny zdołały zauważanie spaść. Tym samym kilkudniowa konsolidacja opuszczona została dołem, co sygnalizować może kontynuację kłopotów i przeczyć powszechnym doniesieniem o giełdowym świętym Mikołaju. Prawda jednak jest taka, że podobnie jak w rzeczywistości, tak i na giełdzie św. Mikołaj przychodzi dopiero pod koniec grudnia. Statystyka wciąż jest więc po stronie byków, ale dopiero po 23 grudnia.
Łukasz Bugaj