Ale złoto, srebro i platyna wyparło to na bardzo krótki czas. Po czwartkowym wybiciu w stronę 1400 USD za uncję, którego zresztą nie osiągnęło, złoto wróciło na koniec tygodnia do poziomu sprzed decyzji Fedu, czyli ok. 1325 USD. Rynek uznał, że osłabienie dolara, sprzyjające cenie surowców, ma ograniczony potencjał, napływ zaś kapitału na rynki bardziej ryzykownych aktywów daje znacznie lepsze perspektywy tamże. Ani srebro, ani platyna nie skorzystały per saldo w zeszłym tygodniu z zaskakującej decyzji amerykańskiego banku centralnego.

Skorzystały natomiast, i to wyraźnie, metale przemysłowe, choć także i w ich przypadku maksima z czwartku nie utrzymały się. Miedź zdrożała o 3,4 proc., nikiel                     o 3,6 proc., a cyna o 3,2 proc. Jeżeli weźmiemy pod uwagę to, jaka była skala poprawy klimatu wokół perspektyw Chin, największego konsumenta metali, to ostatnie wzrosty można uznać za niewielkie wyrównanie słabości w poprzednich tygodniach. Nadal brak zrównoważenia rynku, spowodowany nadmierną podażą, daje o sobie znać.

Także w przypadku energii pierwsze skrzypce grały fundamenty, a nie kierunek przepływu kapitału. Ugodowa postawa Iranu w kwestii programu nuklearnego oraz większa produkcja w Libii przyczyniły się do przeceny ropy o ponad 2 proc.