Po dobrym początku roku spółek typu value zarządzający znów się zastanawiają, na co postawić jesienią. Co by to jednak nie było, lepiej nie trzymać gotówki.
Chiński wstrząs
W okresie ostatnich trzech miesięcy na czoło tabeli wyników funduszy znów wysuwają się portfele zawierające firmy wzrostowe (growth), zaznaczając swoją przewagę nad spółkami dochodowymi (value). Zarządzający ostatnio częściej wspominają o coraz lepszych perspektywach tego typu spółek w okresie jesiennym, licząc na podobny rozwój sytuacji jak w poprzednim roku. Z drugiej strony nie musi to jednak oznaczać słabszej formy spółek dochodowych (value), którym sprzyjają przyspieszający wzrost gospodarczy i rosnąca inflacja.
Jak prezentują się wyniki? W ciągu trzech miesięcy Skarbiec Spółek Wzrostowych zyskał 35 proc. Kolejny fundusz w grupie – Ipopema Globalnych Megatrendów – wzrósł o ponad 19 proc. Za nimi znajduje się Investor Akcji Spółek Wzrostowych, z 17,5-proc. stopą zwrotu.
Atmosfera wokół spółek technologicznych w ostatnim czasie skomplikowała się m.in. w związku z wydarzeniami w Chinach. – W ostatnim okresie, zamiast mówić o popularności spółek wzrostowych, powinniśmy mówić o spółkach politycznie poprawnych. Wciąż rośnie kapitalizacja spółek wspierających nurt lewicowy w USA, zwalczane są natomiast (zarówno przez USA, jak i kraju rodzimym) spółki technologiczne z Chin – komentuje Piotr Zagała, zarządzający BNP Paribas TFI. Jak zauważa, zarówno jedne jak i drugie rozwijają się w dynamicznym tempie, jednak wykresy kursów ich akcji wykazują diametralnie inne zachowanie. – Podczas gdy RobinHoodApp notowany jest na poziomie wskaźnika C/Z zbliżonym do 600, fintechy w Chinach notowane są na ultraniskich poziomach wyceny (wskaźniki C/Z dla FinVolution czy 360 DigiTech są niższe od 10). Co bardziej zabawne. USA, które słyną ze swobody działalności gospodarczej, nie mają nic przeciwko monopolizacji rynku internetowego przez Google'a czy Facebooka. Autorytarnie rządzony kraj, jakim są Chiny, wspiera z kolei wolną konkurencję (mówiąc ściślej, nie chce, by miliarderzy przejęli władzę nad krajem) – przekonuje Zagała.