Od początku roku złoty zyskał około 14,2 proc. w stosunku do dolara i 4,5 proc. do euro. Spośród walut 22 krajów zaliczanych do rynków wschodzących bardziej umocniło się w tym czasie tylko meksykańskie peso. Dorobku polskiej waluty nie zaprzepaściło jej czerwcowe osłabienie. W lipcu – jak z reguły w tym miesiącu – notowania złotego znów ruszyły w górę. Tego sezonowego wzorca nie zmienił toczący się w polskim parlamencie spór o kształt sądownictwa, choć nieco ponad rok temu analogiczne starcie PiS z opozycją w sprawie Trybunału Konstytucyjnego było powszechnie wymieniane wśród przyczyn ówczesnej deprecjacji złotego.
Polityka nie tknie złotego
Jak przewiduje przeciętnie dziesięciu ekonomistów, którzy wzięli udział w naszej ankiecie, na koniec br. za euro zapłacimy 4,20 zł, a za dolara 3,76 zł. Żaden nie zmienił prognoz pod wpływem zawirowań politycznych. I to mimo że w środę wiceprzewodniczący Komisji Europejskiej Frans Timmermans oświadczył, że jeśli rząd nie wycofa się z forsowanych zmian w sądownictwie, Polsce będą groziły sankcje.
– Nałożenie sankcji na Polskę wymagałoby jednomyślności państw UE, której prawdopodobnie nie da się osiągnąć, bo niektóre kraje Europy Środkowo-Wschodniej, np. Węgry, mogą popierać Polskę. W tej sytuacji najbardziej prawdopodobnym scenariuszem na najbliższe tygodnie jest eskalacja napięć politycznych – ocenia Piotr Popławski, ekonomista z ING Banku Śląskiego. Instytucja ta zakłada umocnienie złotego do końca roku do 4,15 zł za euro i 3,61 zł za dolara. – Doświadczenia z 2016 r. pokazują, że poprzedni konflikt Warszawy z Brukselą nie wpłynął zauważalnie na wzrost polskiej gospodarki, a nawet na napływ bezpośrednich inwestycji zagranicznych (FDI). Lokalne aktywa były pod presją, ale najważniejsze czynniki ryzyka, jak zmuszenie banku centralnego do sięgnięcia po niekonwencjonalne narzędzia w celu wsparcia gospodarki i niekontrolowany wzrost deficytu budżetowego, się nie zmaterializowały. Inwestorzy mogą więc nie chcieć ponownie grać na osłabienie złotego – tłumaczy Popławski.