Interwencja produktowa europejskiego regulatora (ESMA), która w sierpniu ubiegłego roku została wprowadzona na szeroko rozumianym rynku forex, wciąż spędza sen z powiek brokerom. Ich zdaniem wprowadzone pomysły, przede wszystkim ograniczenia dotyczące maksymalnego poziomu dźwigni finansowej, przyniosły więcej szkód niż pożytku. Czy na pewno?
Kłopotliwe wyniki
Pytanie to stało się tym bardziej zasadne, kiedy brokerzy opublikowali dane za IV kwartał 2018 r. dotyczące tego, jaka część inwestorów zarobiła, a jak część straciła na rynku. Okazuje się bowiem, że ostatni kwartał ubiegłego roku był naprawdę udany dla inwestorów.
W II kwartale ub.r., czyli jeszcze przed wejściem w życie interwencji produktowej ESMA, odsetek inwestorów, którzy zarobili na obrocie instrumentami opartymi na walutach, nie przekraczał 40 proc. W przypadku instrumentów opartych na cenach towarów było to w najlepszym przypadku niecałe 45 proc. Poprawę tych statystyk było widać już w III kwartale, ale to dopiero końcówka ubiegłego roku dała naprawdę dużo do myślenia. W przypadku niektórych biur na walutach zysk wypracowało nawet ponad 50 proc. klientów. Podobnie było zresztą w przypadku instrumentów opartych na towarach. Średnie zyski to odpowiednio 48 i 46,1 proc.
Sugerować by to mogło, że działania europejskiego regulatora przyniosły oczekiwany efekt. Brokerzy studzą jednak ten optymizm.
– Nie da się ukryć, że interwencja ESMA miała wpływ na działalność inwestorów. Klienci zawierali transakcje o mniejszym nominale i z mniejszą częstotliwością. Wyniki inwestycyjne są jednak zależne od wielu czynników. Co istotniejsze, sam IV kwartał był dość dobry dla inwestorów. W grudniu mieliśmy sporą zmienność na rynkach finansowych i wielu spekulantów dobrze odczytywało ruchy rynkowe – wskazuje Adam Narczewski, dyrektor zarządzający w Noble Securities.