W głosowaniu nad ustawą budżetową brało udział 449 posłów, z czego 231 opowiedziało się za przyjęciem ustawy, 217 – przeciw, a jedna osoba wstrzymała się od głosu. Teraz ustawa trafi do Senatu, a gdy ten zakończy swoje prace – do podpisu prezydenta. Ustawa przewiduje, że dochody i wydatki budżetu państwa będę się równoważyć i wyniosą po 435,3 mld zł.
Podczas piątkowego posiedzenia Sejm odrzucił kilkadziesiąt poprawek zgłoszonych przez posłów opozycji, co wywołało ostrą krytykę.
- Wyrzuciliście każdą naszą poprawkę, która zwiększała wydatki na ochronę zdrowia. Kiedy poważnie weźmiecie się za ochronę zdrowia zamiast okłamywać Polaków, że zwiększacie nakłady na ten cel – mówiła Marcelina Zawisza z Lewicy.
- Polacy muszą usłyszeć prawdę o budżecie. Jego zaletą miało być to, że jest zrównoważony, a to po prostu nieprawda. Tylko Fundusz Solidarnościowy będzie miał 26 mld zł deficytu, a samorządy mają dołożyć 10 mld zł do wynagrodzeń nauczycieli. To budżet dla aparatu centralnego, a nie dla obywateli – wytykał Władysław Kosiniak–Kamysz, prezes PSL.
- Gdy wczoraj mówiliśmy o inflacji, którą Polacy nazywają „drożyzna+", to posłowie tamtej strony sali się śmiali, gdy o osobach chorych na raka – waszą empatię pokazała posłanka Lichocka - mówiła Izabela Leszczyna, z KO. – Ten budżet jest kłamliwie nazywany zrównoważonym, to oszustwo. I nie ma nawet w PIS-ie ministra finansów, który chciałby dać tej ustawie swoją twarz. Pracowało nad nim czterech ministrów, wszyscy wzięli nogi za pas – mówiła.