Zasadniczo można dojść do bardzo prostego wniosku, że sens prowadzenia relacji inwestorskich zależy od tego, czy spółka sprzedaje, czy kupuje akcje. Jeśli sprzedaje, czyli dokonuje nowych emisji akcji, to będzie dbać o wycenę, używając wszelkich dostępnych metod. Będzie się dobrze komunikować z inwestorami, zadba o pokrycie analityczne i o free float dający szanse na obroty umożliwiające kształtowanie się ceny papieru wartościowego odzwierciedlającej jego obiektywną wartość. Jeśli natomiast spółka dokonuje buy-backów, wówczas wyższa wycena akcji nie jest raczej pożądana, w związku z czym ponoszenie kosztów relacji inwestorskich nie jest uzasadnione.
Można jednak starać się pogłębić to rozumowanie. Dlaczego spółka dokonuje skupu akcji własnych? Czy ma za dużo pieniędzy, czy jest to forma dystrybucji środków do akcjonariuszy, czy akcje są okazyjnie tanie? Pierwszy przypadek jest stosunkowo rzadki, więc skupię się na dwóch pozostałych.
Podstawową formą dzielenia się zyskami z akcjonariuszami powinna być wypłata dywidendy, jednak wobec różnego rodzaju zawiłości podatkowych i kosztów spółki niekiedy decydują się na buy-back, który ma podobny skutek ekonomiczny. Zysk akcjonariusza polega wtedy nie na otrzymaniu pieniędzy, lecz na wzroście kursu akcji i teoretycznie powinno być to tożsame (choć w praktyce może się rozjechać). Warto jednak zwrócić uwagę, że każda taka operacja zdejmuje z rynku ileś akcji, obniżając free float, przez to płynność, a w konsekwencji wycenę akcji. Dlatego należałoby tak uprościć wszelkie kwestie związane z wypłatą dywidendy, aby była to opcja pierwszego wyboru dzielenia się zyskami z akcjonariuszami.
Przejdę teraz do buy-backów motywowanych okazyjną ceną akcji. Otóż warto się zastanowić, dlaczego ta cena jest okazyjna. Najczęściej wynika to z braku właściwej komunikacji z inwestorami i analitykami oraz z niskiej płynności. A zatem gdyby spółka dokonywała nowych emisji akcji, zwiększając tym samym free float przekładający się na płynność i podnosząc zainteresowanie analityków i inwestorów, być może wycena spółki skłaniałaby raczej ku emitowaniu nowych emisji, a nie ku skupowaniu „starych” akcji. Wynika z tego, że gdyby spółki uwierzyły w sens dokonywania nowych emisji akcji, mogłoby się to stać samospełniającą się prognozą. I w drugą stronę – jeśli spółki w to nie uwierzą, to samospełniającą się prognozą będzie obniżanie free floatu, a w konsekwencji płynności, co zniechęci inwestorów, doprowadzi do wygaszania notowań, a następnie do delistingu. I (niestety) taki scenariusz niejednokrotnie już miał miejsce.
W tym miejscu mogą pojawić się głosy oburzenia wskazujące, że prowadzenie relacji inwestorskich jest obowiązkiem spółki publicznej, niezależnie od planowanego sposobu finansowania dalszego rozwoju. Chciałbym wskazać zatem na trzy aspekty, które podważają tę logikę rozumowania. Po pierwsze, obowiązkiem spółki jest realizowanie... obowiązków właśnie. Czyli raportowanie zgodnie z przepisami, a relacje inwestorskie są zespołem działań daleko wykraczających poza wymogi prawa. Drugi aspekt to zmiana zasad gry – systematyczne zwiększanie wymogów informacyjnych pozostawia coraz mniej przestrzeni i środków na realizację działań dobrowolnych. Trzeci dotyczy racjonalnego gospodarowania środkami akcjonariuszy – jeśli spółka nie może być obiektem zainteresowania inwestorów, to wydatki na komunikację z nimi zwyczajnie nie mają ekonomicznego sensu.