Jak zachęcić do inwestycji?

Jak informuje „Parkiet”, mimo hossy na GPW chętnych do zakupu funduszy akcji nie ma zbyt wielu.

Publikacja: 13.08.2025 06:00

Marcin Materna, CFA, doradca inwestycyjny, BM Banku Millennium

Marcin Materna, CFA, doradca inwestycyjny, BM Banku Millennium

Foto: materiały prasowe/D. Sobieski

Ponad 30 proc. wzrostu głównych indeksów giełdowych nie przełożyło się na napływy do funduszy akcji od początku roku (saldo za ostatnie 12 miesięcy wyniosło – 0,7 mld PLN ). Biorąc pod uwagę dość zaawansowany etap wzrostów, nie byłoby to może akurat dziś powodem do zmartwień (lepiej żeby klienci kupowali akcje taniej niż drożej), ale taka sytuacja – niska popularność tego typu inwestycji – utrzymuje się już od wielu lat. Tłumaczenie w czasie hossy „klienci nie kupują bo jest drogo”, a w czasie bessy „bo boją się o dalsze spadki” chyba nie do końca wyjaśnia niską popularność ryzykownych inwestycji w akcje (czy to poprzez fundusze czy bezpośrednio), bo w tym czasie rośnie popularność np. kryptowalut.

Jedną z przyczyn takiego stanu rzeczy (bynajmniej oczywiście nie najważniejszą) znamy – skomplikowana ankieta MiFID, będąca czasami barierą wejścia zniechęcającą do rozpoczęcia inwestowania. Brak jej uzupełnienia rodzi wymierny skutek: nie można klientowi zaprezentować oferty w tym obszarze. A nawet gdy klient zrobił test, to przekazanie oferty dla instrumentu, który jest mu nieznany jest niewykonalne. Wyobraźmy sobie, jak wyglądałaby sprzedaż nowego typu produktu w Biedronce, gdyby jego reklama czy prezentacja w gazetce w jakiejkolwiek formie była zakazana. Dodajmy do tego dyskryminację podatkową rynku kapitałowego vs rynek nieruchomości (drugi obszar popularny wśród Polaków) i mamy już dwa czynniki spowalniające sprzedaż produktów inwestycyjnych.

Jeśli już jesteśmy przy podatkach, to widzę też inną przyczynę niewielkiej popularności inwestycji kapitałowych – po prostu Polaków na nie nie stać (też mentalnie – chodzi o ryzyko utraty nawet części kapitału). Gdy tylko Polak zaczyna wystarczająco zarabiać, aby po opłaceniu rachunków czy kosztów życia zostały mu wolne środki na inwestycje, jest karany ponad 50-proc. stopą podatkowo-daninową. Taka sytuacja nie występuje w innych krajach regionu, gdzie system podatkowy ma więcej progów, a i stawka ponad 50 proc. pojawia się przy kwotach wyższych niż w Polsce (lub nigdy).

Od czasu do czasu pojawiają się artykuły, że przy ogromnej wartości depozytów detalicznych w systemie bankowym mamy spore możliwości, żeby niską skłonność do inwestowania na rynkach akcji zwiększyć. Nie powinniśmy się jednak aż tak oszukiwać: większość depozytów to oszczędności na czarną godzinę o wartości 1-2 pensji albo "osad" po otrzymaniu wynagrodzenia. Trudno też oczekiwać, że osoby trzymające środki w banku od razu przeskoczą do funduszy akcji – bardziej naturalny byłby etap przejściowy w postaci obligacji skarbowych czy funduszy dłużnych, z czym wcale nie jest tak różowo (sprzedaż funduszy dłużnych ostatnich 12 miesiącach – ok. 3 proc. wartości depozytów detalicznych, przy wzroście lokat o 9 proc.)

Nie da się ukryć, że klientom TFI hossa ostatnich lat przeszła koło nosa. Wciąż niska popularność inwestycji zagranicznych i niechęć do dywersyfikacji klientów przy niemożności zaoferowania zdywersyfikowanego portfela przez sprzedawców (bo tu dodatkowo nie obędzie się bez umowy na doradztwo, tak jakby w 80-90 proc. przypadków nie wystarczyła profesjonalnie przeprowadzona rozmowa maklera czy doradcy inwestycyjnego z klientem) sprawiły, że Polacy nie skorzystali także praktycznie wcale z hossy na rynku amerykańskim. A należałoby zmienić po prostu paradygmat inwestowania i wyraźnie oddzielić spekulowanie od inwestowania długoterminowego.

Wielu Polaków chciałoby czerpać korzyści z prowadzenia własnej firmy (niższe podatki, korzystanie z pracy innych), ale albo nie mają ku temu zdolności albo pomysłu (czy kapitału na jej założenie). Warto by było więc stale podkreślać, że najlepszym sposobem na posiadanie firmy, niewymagającym zachodu związanego z jej prowadzeniem jest po prostu posiadanie akcji firm. Czyli – inwestowanie to nie spekulacja. To czerpanie zysków z dochodów czy pracy innych. Może takie postawienie sprawy skłoniłoby więcej osób do zainwestowania w duże, dobrze im znane podmioty czy po prostu w indeksowy fundusz akcji?

Felietony
Na Zachodzie bez zmian
Felietony
Klucz do suwerenności technologicznej Unii
Felietony
Zrozumieć uproszczenia
Felietony
Zrównoważony rozwój z perspektywy giełd
Felietony
Felieton pod prąd
Felietony
Krótka historia giełdowej rebelii