Przy okazji wybuchu wojny o głowę prezesa Jastrzębskiej Spółki Węglowej wyszło na jaw, że co najmniej jeden z kluczowych akcjonariuszy Polimeksu-Mostostalu chce się pozbyć akcji budowlanej firmy. Podążyliśmy tym tropem, a nasze ustalenia są zaskakujące.
Naciski na JSW
Afera w węglowej spółce rozpoczęła się od mocnej wypowiedzi prezesa JSW Daniela Ozona, że był on kilkakrotnie naciskany, by z pieniędzy spółki finansować inwestycje kompletnie niezwiązane z jej działalnością. JSW miało na przykład kupić akcje Polimeksu-Mostostalu. Komu zależało na sprzedaży akcji?
Kontrolowane przez Skarb Państwa firmy: Enea, Energa, Polska Grupa Energetyczna i PGNiG Technologie, na początku 2017 r. zainwestowały w Polimex, by ratować go przed bankructwem. Obecnie w ich rękach znajduje się niemal 66 proc. kapitału budowlanej firmy, z czego na każdego inwestora przypada po 16,48 proc. akcji spółki. Na giełdzie cały ten pakiet wart jest obecnie około 468 mln zł.
Gotówka niewątpliwie przydałaby się firmom energetycznym, które realizują gigantyczne programy inwestycyjne. Jednak, jak wynika z naszych informacji, to nie one szukają kupca dla akcji Polimeksu, ale spółka zależna Polskiego Górnictwa Naftowego i Gazownictwa. Biorąc pod uwagę dobre wyniki finansowe PGNiG, przyczyny takiej decyzji nie są do końca jasne. Na rynku spekuluje się, że może chodzić o wewnętrzne ustalenia między prezesem PGNiG a ministrem energii Krzysztofem Tchórzewskim. Ten drugi jednak w wywiadzie dla PAP przekonuje, że jest mu obojętne, kto ma akcje budowlanej spółki. Z kolei PGNiG na nasze pytania o przyczyny poszukiwania kupca na walory Polimeksu odpowiada wymijająco.
„PGNiG na bieżąco monitoruje swoje aktywa i inwestycje. Stale analizujemy ich obecny i przyszły potencjał, a informacje dotyczące wiążących decyzji inwestycyjnych przekazujemy we właściwym czasie w stosownych komunikatach" – czytamy w komunikacie przesłanym nam przez służby prasowe PGNiG.