Reklama

Pora obwieścić bessę

Poziom zniechęcenia warszawskich inwestorów do rodzimego rynku jest widoczny już od dość dawna. Pesymizm wciąż jeszcze jednak nie powiedział ostatniego słowa. Tym słowem jest bessa. Jego pojawienie się na czołówkach w mediach będzie sygnałem do kupowania akcji.

Publikacja: 29.11.2015 13:31

Byki nadal utrzymywały inicjatywę na zachodnich parkietach. Było to szczególnie widoczne we Frankfur

Byki nadal utrzymywały inicjatywę na zachodnich parkietach. Było to szczególnie widoczne we Frankfurcie, gdzie DAX w środę i czwartek wybił się zdecydowanie powyżej 11 tys. pkt.

Foto: Archiwum

Listopad jest siódmym z rzędu spadkowym miesiącem dla indeksu naszych największych spółek. Z dłuższą o jeden miesiąc serią nieprzerwanej przeceny mieliśmy do czynienia jedynie od marca do października 2000 r.

WIG20 idzie na rekord

Pocieszeniem może być stosunkowo niewielka skala obecnej fali spadków sięgająca „zaledwie" 23 proc., licząc od kwietniowego szczytu do czwartkowego zamknięcia. Innych powodów do optymizmu trudno się doszukać. Giełdowy licznik cofnął się o sześć lat i trzy miesiące. Los trwającego od czterech lat trendu bocznego jest mocno niepewny, choć prawdopodobnie nie wszystko jeszcze stracone. Jednak trudno nie tylko o optymizm, ale przede wszystkim o jakiekolwiek przesłanki, które mogłyby do niego skłaniać. Wciąż panuje niepewność w kwestiach podatków bankowego, miedziowego i od handlowego „nadmetrażu". Zanim banki na dobre przymierzyły się do frankowych rozliczeń, muszą się zrzucić na wołomińskiego bankruta. Inwestorzy wciąż wydają się niepogodzeni z perspektywą powstania górniczo-energetycznych koncernów mających produkować tani prąd z drogiego węgla, inwestować i wypłacać sowite dywidendy. Wszyscy czekają na nowy budżet. Zagraniczny kapitał patrzy na to wszystko z daleka i nie ma ochoty angażować się w ciemno. Inwestorzy krajowi coraz śmielej szukają okazji za granicą, resztki nadziei lokując w segmencie małych i średnich spółek, choć sądząc po obrotach, nie obiecują sobie zbyt wiele. Skala obniżki wycen nie wydaje się jeszcze wystarczająco kusząca, czemu trudno się dziwić, patrząc choćby na historię ostatnich czterech lat. Niezależnie od sposobu liczenia wskaźnika ceny do zysku wychodzi na to, że znacznie taniej było w latach 2011–2012, a mimo to ci, którzy poszli za podszeptem, nie wyszli na tym najlepiej. Nie dotyczy to zwolenników małych i średnich firm. Szans można by upatrywać w kondycji i wciąż nie najgorszych perspektywach polskiej gospodarki, jednak koniunktura makroekonomiczna i giełdowa już od dawna nie chodzą tymi samymi ścieżkami. Podobnie jest w przypadku stóp procentowych.

Tak duża dawka pesymizmu musi w końcu zaowocować zwyżką, jednak doświadczeni gracze czekają najwyraźniej na pojawienie się w mediach tytułów obwieszczających bessę.

Węgierska lekcja

Na większości rynków wschodzących niewiele się ostatnio dzieje. Indeks MSCI Emerging Markets po spadku z pierwszej połowy listopada oddalił się od dołka i spokojnie czeka na rozwój wydarzeń.

Z oczywistych powodów mocno w dół idzie indeks w Stambule, którego dotychczasowy listopadowy bilans to strata przekraczająca 5,5 proc., w lwiej części zrealizowana w ostatnich dniach. Spore spadki zanotowały wskaźniki w Grecji, Brazylii i Argentynie. W ostatni piątek na giełdzie w Szanghaju indeks po kilkutygodniowym uspokojeniu spadł o 5,5 proc. Na lekkim minusie od kilka dni są indeksy na większości parkietów naszego regionu.

Reklama
Reklama

Klasą dla siebie jest natomiast niemal w każdej perspektywie czasowej węgierski BUX. W listopadzie zyskał ponad 10 proc. i z tym wynikiem nie miał równych sobie na świecie. Licząc od początku roku, poszedł w górę o ponad 40 proc., ustępując jedynie wskaźnikom z Argentyny i Łotwy. W miniony czwartek osiągnął poziom najwyższy od maja 2011 r. Z czteroletniego trendu bocznego, tak dobrze znanego także naszym inwestorom patrzącym na WIG20, węgierski indeks wybił się w górę w kwietniu, niemal w tym samym czasie, w którym wskaźnik warszawskich blue chips rozpoczynał zjazd w przeciwnym kierunku. Skojarzenia między sytuacją Węgier i Polski po ostatnich wyborach parlamentarnych można mnożyć. Wprowadzenie w 2010 r. podatku bankowego i zapowiedziane w lutym 2015 r. jego obniżenie to tylko jedno z wielu. Gdyby nie fakt, że przez ostatnich prawie pięć lat WIG20 i BUX zachowywały się jak przysłowiowe bratanki, można by się obawiać, że warszawska giełda na hossę poczeka do chwili, w której planowany podatek bankowy zostanie obniżony.

Silny Frankfurt, Wall Street neutralna

Choć dla głównych giełd światowych listopad okazał się znacznie mniej pomyślny niż październik, to jednak byki nadal utrzymywały inicjatywę. Było to szczególnie widoczne na parkiecie we Frankfurcie, gdzie DAX w środę i czwartek wybił się zdecydowanie powyżej 11 tys. punktów, sygnalizując gotowość kontynuacji zwyżki w kierunku lokalnych szczytów z sierpnia i lipca. Dystans do tego drugiego wynosi jedynie nieco ponad 3,5 proc., a w jego pokonaniu może pomóc oczekiwanie na posiedzenie Europejskiego Banku Centralnego i ewentualne czwartkowe decyzje dotyczące dalszego luzowania polityki pieniężnej. Trzeba jednak pamiętać o możliwości rozczarowania oraz prawdopodobnej chęci realizacji zysków, biorąc pod uwagę fakt, że DAX od dołka z końca września zyskał już prawie 20 proc., nie poddając się w tym czasie poważniejszej korekcie. Ostatnie dwa miesiące to bardzo mocne zachowanie większości niemieckich blue chips z różnych branż, od informatycznej, przez motoryzacyjną, po reprezentantów energetyki i przemysłu ciężkiego.

W tylko niewiele słabszej formie znajduje się paryski CAC40, choć w jego przypadku można mówić o trwającym od czterech tygodni trendzie bocznym. Pod tym względem widoczne jest pewne podobieństwo do sytuacji na Wall Street. Amerykańskie indeksy po okresie większych wahań z pierwszej połowy listopada, od kilku dni popadły w marazm, trzymając się jednak w pobliży szczytu z początku miesiąca. Z odrętwienia mogą wyrwać je dane obrazujące sytuację na rynku pracy, które opublikowane zostaną w najbliższy piątek. Na razie trudno przewidzieć kierunek, w jakim podąży Wall Street. Choć strachu przed bardzo prawdopodobną grudniową podwyżką stóp nie widać, wraz ze zbliżaniem się terminu posiedzenia Fed można się spodziewać podwyższonej zmienności.

Surowce próbują się bronić

Po fatalnych pierwszych trzech tygodniach listopada, w ostatnich dniach na rynkach towarowych widoczna była próba powstrzymania negatywnej tendencji. Surowcowy indeks CRB usiłował wyhamować przecenę już od połowy miesiąca. Sygnały przesilenia można było dostrzec już w poniedziałek, gdy w ciągu dnia indeks dotarł do poziomu najniższego od końca listopada 2002 r. Kolejne dni przyniosły niewielką zwyżkę jego wartości. O przełomie trudno jeszcze mówić, ale pojawiła się przynajmniej iskierka nadziei. Przyczyniła się do tego łagodna tendencja zwyżkowa cen ropy naftowej, do której dołączyły nieco później także notowania miedzi. W pierwszym przypadku bykom sprzyjało nasilenie się napięcia w Syrii, spekulacje dotyczące możliwości zmiany stanowiska Arabii Saudyjskiej w sprawie ograniczenia wydobycia oraz informacje o zmniejszeniu się liczby czynnych szybów w Stanach Zjednoczonych. Silna czwartkowa zwyżka notowań miedzi spowodowana była informacjami o działaniach chińskich władz, mających zmierzać z jednej strony do przyjrzenia się transakcjom krótkiej sprzedaży, z drugiej zaś do interwencji na rynku metali w celu powstrzymania spadku ich cen.

Jednocześnie jednak pojawiła się cała seria katastroficznych wręcz prognoz. Goldman Sachs nie wyklucza, że w warunkach łagodnej zimy notowania ropy mogą obniżyć się nawet do 20 dolarów za baryłkę. Poprawy proporcji między podażą a popytem nie spodziewa się w dłuższym horyzoncie ani Międzynarodowy Fundusz Walutowy, ani Międzynarodowa Agencja Energii. Według tej ostatniej rynek osiągnie stan równowagi przy cenie 80 dolarów za baryłkę dopiero w 2020 r.

Surowcom wciąż nie pomaga umacniający się dolar. Z tego punktu widzenia szczególnie nerwowo może być w najbliższy czwartek, gdy obradować będzie Europejski Bank Centralny. Gdyby sprawdziły się spekulacje dotyczące bardziej stanowczych działań, zmierzających do pobudzenia inflacji, na przykład w postaci obniżenia stopy depozytowej, wzrost wartości amerykańskiej waluty wpłynąłby negatywnie na notowania surowców.

Reklama
Reklama
Analizy rynkowe
Końcówka roku okresem wynikowych żniw
Analizy rynkowe
Wskaźnik NCIndex próbuje przełamać złą passę. Cztery lata spadał. Ten rok zakończy na plusie?
Analizy rynkowe
NewConnect wreszcie wychodzi z cienia
Analizy rynkowe
Puszczają blokady, czyli to nie koniec transakcji ABB na warszawskiej giełdzie
Analizy rynkowe
LPP w kierunku 15 tys. zł
Analizy rynkowe
Regulacyjny kij pomoże zwiększyć udział kobiet we władzach firm
Reklama
Reklama
REKLAMA: automatycznie wyświetlimy artykuł za 15 sekund.
Reklama
Reklama