Nasza gospodarka jest na oddziale intensywnej terapii. To bez wątpienia najgorszy kryzys ekonomiczny od przywrócenia demokracji – przyznał Jeorios Papandreou, od października grecki premier. Istotnie gospodarka Hellady jest w stanie co najmniej nie najlepszym. Bezrobocie zbliża się do 10 proc., PKB może spaść w tym roku o 1,6 proc., jeśli zaś w przyszłym jego wzrost będzie bliski zera, zostanie to odebrane przez ekonomistów jako sukces. Nie są to jednak dane, które porażają tragizmem (zwłaszcza jeśli porównamy je z łotewskimi czy nawet hiszpańskimi). Czemu więc premier, zamiast uspokajać naród propagandą sukcesu, przedstawia tak czarny obraz sytuacji? Z powodu fatalnej sytuacji finansów publicznych kraju, która wzbudza poważny niepokój wśród unijnych decydentów.
Jedną z pierwszych decyzji nowego, socjalistycznego, rządu było zrewidowanie przygotowanej przez poprzedni, konserwatywny, gabinet prognozy tegorocznego deficytu budżetowego. Zweryfikowano ją z 6 proc. PKB do 12,7 proc. PKB. Zmiana ta wywołała wśród unijnych urzędników szok. Oczywiście, z powodu recesji spadły w Grecji wpływy z podatków do budżetu, poprzednia ekipa tradycyjnie zafundowała zaś społeczeństwu kilka fiskalnych „prezentów” przed wyborami, ale nigdy jeszcze się nie zdarzyło, by w kraju należącym do strefy euro prognozowany deficyt budżetowy w krótkim czasie zwiększył się dwukrotnie. Poprzedni rząd musiał więc manipulować danymi.
Od początku obecności w strefie euro Grecji niemal nigdy nie udało się zastosować do kryterium z Maastricht dotyczącego utrzymania deficytu finansów publicznych nieprzekraczającego 3 proc. PKB (podejrzewa się nawet, że Ateny nie spełniły tego warunku przed wejściem do eurolandu, miały się wtedy również dopuścić „statystycznych manipulacji”). Kolejne rządy zaniedbywały finansowe reformy. Bruksela patrzyła na to przez palce. Aż przyszedł kryzys i dramatycznie pogorszył stan greckiej państwowej kasy. Dług publiczny, który wyniósł w 2008 r. 99 proc. PKB, może w 2011 r. sięgnąć aż 135 proc. PKB.
Zadłużenie zagraniczne kraju (wliczając długi spółek i banków) sięgnęło zaś na koniec 2008 r. 149 proc. PKB. Dwie trzecie tego długu jest w posiadaniu zagranicznych inwestorów. Według wyliczeń Deutsche Banku Grecja zamierza wyemitować w przyszłym roku obligacje opiewające na 31 mld euro. 16 mld euro będzie zaś potrzebne, by spłacić długi zapadające w 2010 r.
Ateńskiemu rządowi będzie coraz trudniej finansować swoje wydatki. W tym tygodniu agencja Fitch obcięła Helladzie rating kredytowy z poziomu A- do BBB+, najniższego w strefie euro. Ma on perspektywę negatywną, więc może być jeszcze obniżony. Po zrewidowaniu prognoz deficytu budżetowego i pojawieniu się groźby bankructwa Dubaju gwałtownie wzrosła rentowność greckich obligacji.