Pojawiające się w ostatnim czasie coraz częściej opinie wróżące powrót recesji w światowej gospodarce – nawet jeśli są nieuzasadnione lub przedwczesne – to skłaniają jednak do zastanowienia się nad tym, w jaki sposób ustrzec wypracowane w ubiegłym roku pokaźne zyski z akcji. Można rzecz jasna pozbyć się akcji już teraz, ale co, jeśli czarny scenariusz się nie spełni i giełda jednak ruszy w górę po trwającym od pół roku zastoju?
Postaramy się wykazać, że w zadaniu tym pomocne mogą być najprostsze narzędzia analizy technicznej, przy czym nie chodzi tu wcale o narzędzia służące prognozowaniu cen, lecz raczej jedynie podążaniu za utrzymującymi się przez dłuższy czas trendami.
[srodtytul]Kanał wyznacznikiem dla transakcji[/srodtytul]
Liczba takich narzędzi jest oczywiście trudna do zliczenia, my skupmy się na jednym z najprostszych (żeby nie powiedzieć „banalnych”) – tzw. kanale cenowym. Kanał ów składa się z dwóch linii. Górna to nic innego, jak maksymalny poziom notowań w założonym okresie (na potrzeby naszej symulacji przyjmiemy arbitralnie liczbę 100), dolna linia to analogicznie minimalny poziom. Wskaźnik ten zachowuje się podobnie jak średnia krocząca, tzn. przesuwa się w dół lub w górę wraz z upływem czasu.
Bazując na kanale cenowym, można stworzyć prostą strategię inwestycyjną, zakładającą, że akcje kupujemy wówczas, gdy kurs przebija górną linię, sprzedajemy zaś jak tylko spadnie poniżej dolnej linii (kiedy kurs jest pomiędzy obiema liniami, co jest najczęstszą sytuacją, nie podejmujemy żadnych decyzji i jedynie cierpliwie czekamy na sygnały). W ten sposób staramy się uchwycić długoterminowe, trwające wiele miesięcy trendy, unikając przy tym sugerowania się chwilowymi wzlotami i upadkami notowań.