Jak zabezpieczyć zyski, nie tracąc okazji do zarobku?

Nie ma co prawda idealnych strategii inwestycyjnych pozwalających w każdych warunkach nieustannie wygrywać z rynkiem, ale istnieją proste sposoby ustrzeżenia zysków przed druzgocącymi skutkami bessy. Dowodzi tego przetestowana przez nas przykładowa strategia

Publikacja: 23.08.2010 07:56

Tomasz Hońdo, Parkiet

Tomasz Hońdo, Parkiet

Foto: PARKIET

Pojawiające się w ostatnim czasie coraz częściej opinie wróżące powrót recesji w światowej gospodarce – nawet jeśli są nieuzasadnione lub przedwczesne – to skłaniają jednak do zastanowienia się nad tym, w jaki sposób ustrzec wypracowane w ubiegłym roku pokaźne zyski z akcji. Można rzecz jasna pozbyć się akcji już teraz, ale co, jeśli czarny scenariusz się nie spełni i giełda jednak ruszy w górę po trwającym od pół roku zastoju?

Postaramy się wykazać, że w zadaniu tym pomocne mogą być najprostsze narzędzia analizy technicznej, przy czym nie chodzi tu wcale o narzędzia służące prognozowaniu cen, lecz raczej jedynie podążaniu za utrzymującymi się przez dłuższy czas trendami.

[srodtytul]Kanał wyznacznikiem dla transakcji[/srodtytul]

Liczba takich narzędzi jest oczywiście trudna do zliczenia, my skupmy się na jednym z najprostszych (żeby nie powiedzieć „banalnych”) – tzw. kanale cenowym. Kanał ów składa się z dwóch linii. Górna to nic innego, jak maksymalny poziom notowań w założonym okresie (na potrzeby naszej symulacji przyjmiemy arbitralnie liczbę 100), dolna linia to analogicznie minimalny poziom. Wskaźnik ten zachowuje się podobnie jak średnia krocząca, tzn. przesuwa się w dół lub w górę wraz z upływem czasu.

Bazując na kanale cenowym, można stworzyć prostą strategię inwestycyjną, zakładającą, że akcje kupujemy wówczas, gdy kurs przebija górną linię, sprzedajemy zaś jak tylko spadnie poniżej dolnej linii (kiedy kurs jest pomiędzy obiema liniami, co jest najczęstszą sytuacją, nie podejmujemy żadnych decyzji i jedynie cierpliwie czekamy na sygnały). W ten sposób staramy się uchwycić długoterminowe, trwające wiele miesięcy trendy, unikając przy tym sugerowania się chwilowymi wzlotami i upadkami notowań.

Jak spisywała się taka strategia w ostatnich latach (na potrzeby symulacji przyjmijmy okres od początku 2005 r., obejmujący zarówno silne rynki byka, jak i potężną bessę)? Najpierw sprawdźmy jej wyniki, bazując (czysto teoretycznie) na indeksie WIG20. Jak się okazuje, gdybyśmy kupowali i sprzedawali pakiety akcji identyczne ze składem WIG20 (handlując niejako samym indeksem) zgodnie z sygnałami strategii, nasz portfel przetrwałby praktycznie bez uszczerbku ostatnią bessę, pozwalając jednocześnie „załapać się” na większą część hossy rozpoczętej wiosną ubiegłego roku. W efekcie wyniki owej strategii są bliskie historycznego szczytu z 2006 roku.

[srodtytul]Każda spółka oddzielnie[/srodtytul]

Co prawda w praktyce powielenie takiej strategii na bazie składu WIG20 jest trudne do osiągnięcia, ale jest też prostszy – i jak się okazuje – znacznie lepszy sposób wykorzystania omawianych reguł transakcyjnych. Wystarczy śledzić sygnały strategii na wykresach poszczególnych spółek z indeksu. Przykładowo podzielmy portfel inwestycyjny na 20 równych części i każdą z tych części „przydzielmy” do jednej z firm z WIG20. Jeśli pojawi się sygnał kupna na wykresie owej spółki (czyli jej kurs znajdzie się powyżej maksimum z ostatnich 100 sesji), nabywamy jej walory za całą wartość owej części portfela. Taki sposób działania wydaje się bardziej naturalny – operujemy oddzielnie akcjami poszczególnych przedsiębiorstw, a nie jednym mało poręcznym „koszykiem”.

Na potrzeby naszej symulacji założyliśmy jednocześnie, że – aby otrzymać wyniki jak najbardziej zbliżone do rzeczywistości i porównywalne ze zmianami WIG20 jako punktem odniesienia (benchmarkiem) – handlowalibyśmy w przeszłości akcjami tych spółek, które akurat w danym momencie były w składzie indeksu (a nie tylko tymi, które w indeksie są np. obecnie). Uwzględnialiśmy więc zmiany składu WIG20. Dążąc do tego, by wyniki były jak najmniej oderwane od realiów i jak najbardziej praktyczne, przy każdej transakcji odliczaliśmy koszt prowizji maklerskich (założyliśmy, że płacimy za każdym razem 0,4 proc. wartości transakcji).

[srodtytul]Trzy razy wyższa stopa zwrotu[/srodtytul]

Na wykresie widać rezultaty naszej symulacji. Okazały się one nie tylko znakomite w porównaniu z chwiejnym zachowaniem WIG20 w ostatnich latach, ale znacznie lepsze od wspomnianych wcześniej wyników tej samej strategii stosowanej na bazie całego portfela WIG20 (a nie poszczególnych spółek). Kapitał od końca 2004 r. urósłby do tej pory o ok. 130 proc., podczas gdy WIG20 zyskał niespełna 30 proc. Przekłada się to na średnie roczne stopy zwrotu wynoszące odpowiednio ok. 15,9 oraz 4,4 proc. Podczas gdy WIG20 walczył o utrzymanie realnej wartości (z uwzględnieniem inflacji), to nasza przykładowa strategia pozwalałaby ją wyraźnie pomnażać.

Chociaż owa strategia nie jest idealna w tym sensie, że nie zawsze zdołałaby uchronić kapitał inwestorów przed przejściowymi stratami (w najgorszym okresie – od października 2007 r. do stycznia 2008 r. – wartość portfela stopniała o ok. 18 proc.), to jednak nigdy straty te nie urosłyby do tak dramatycznych rozmiarów jak w przypadku WIG20 (w trakcie ostatniej bessy indeks runął o 66 proc.). To najważniejsza zaleta strategii opartych na podążaniu za trendami – wraz z narodzinami tendencji spadkowych włącza się alarm nakazujący pozbycie się akcji.

Oczywiście, może się zdarzyć, że ów alarm jest fałszywy, ale utracone korzyści związane z tymi błędami ostatecznie okazują się niewielkie w porównaniu ze stratami, jakie można by ponieść, ignorując ten alarm.Efekt jest taki, że podczas gdy WIG20 odrobił dotąd jedynie ok. połowy strat z czasów bessy, to kapitał w naszej strategii już w sierpniu ub. r. urósłby do rekordowego poziomu, a potem kontynuował poprawianie rekordów.

[srodtytul]Nie każda spółka dała zarobić[/srodtytul]

Omówiona tu strategia jest oczywiście jedynie pewną wskazówką co do tego, w jaki sposób chronić kapitał przed niszczącymi trendami spadkowymi, zachowując jednocześnie szanse na zyski. Nie ma pewności co do tego, że jej wyniki w przyszłości będą równie dobre jak w ostatnich latach i lepsze od strategii opartych na innych wskaźnikach technicznych.

Jeszcze raz warto przy tym podkreślić, że fakt, iż strategia sprawdziła się w odniesieniu do dość urozmaiconego portfela składającego się z walorów 20 firm z różnorodnych branż nie oznacza jeszcze, że wyniki były satysfakcjonujące w przypadku każdej spółki. Przykładowo wykonując posłusznie zalecenia omawianej strategii w odniesieniu do akcji TP, w ciągu ponad 5,5 roku nie tylko nie zarobilibyśmy ani grosza, ale straty wyniosłyby aż 40 proc. (na skutek całej serii błędnych sygnałów).

Cała tajemnica tkwi w dywersyfikacji portfela, tak kiepskie bowiem wyniki w przypadku pojedynczych firm zostały ze sporą nawiązką zrekompensowane przez spółki podążające w silnych trendach zwyżkowych (przykładowo walory KGHM pozwoliłyby powiększyć kapitał ponadpięciokrotnie w analizowanym przez nas okresie).

Analizy rynkowe
Spółki z potencjałem do portfela na 2025 rok. Na kogo stawiają analitycy?
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Analizy rynkowe
Prześwietlamy transakcje insiderów. Co widać między wierszami?
Analizy rynkowe
Co czeka WIG w 2025 roku? Co najmniej stabilizacja, ale raczej wzrosty
Analizy rynkowe
Marże giełdowych prymusów w górę
Materiał Promocyjny
Cyfrowe narzędzia to podstawa działań przedsiębiorstwa, które chce być konkurencyjne
Analizy rynkowe
Tydzień na rynkach: Rajd św. Mikołaja i bitcoina
Analizy rynkowe
S&P 500 po dwóch bardzo udanych latach – co dalej?