Czy Białoruś jest postsowiecką Grecją?

Choć PKB naszego wschodniego sąsiada szybko rośnie, to jego system finansowy jest w opłakanym stanie. Kraj może teraz uratować przed załamaniem jedynie Rosja. Zażąda za to jednak dużej zapłaty

Aktualizacja: 26.02.2017 22:32 Publikacja: 02.04.2011 03:33

Czy Białoruś jest postsowiecką Grecją?

Foto: GG Parkiet

Białoruś to nie tylko nasz wschodni sąsiad i państwo rządzone przez „ostatniego dyktatora Europy” Aleksandra Łukaszenkę. To również nasz partner gospodarczy. Polski eksport na Białoruś w ciągu pierwszych trzech kwartałów 2010 r. sięgnął 843 mln euro (import z Białorusi wyniósł w tym czasie 481 mln euro). Jest to też państwo, które kusiło niedawno polskich inwestorów prywatyzowanym majątkiem i przez które przesyłane są do Polski rosyjskie surowce energetyczne. Ewentualne załamanie jego systemu finansowego nie powinno więc być nam całkowicie obojętne. Czy rzeczywiście Białoruś staje się kolejną Grecją?

[srodtytul]Kołchozowa ekonomia[/srodtytul]

W połowie marca bank centralny wstrzymał sprzedaż obcych walut bankom komercyjnym. Pojawiły się problemy z wypłatami z bankomatów oraz wycofywaniem pieniędzy z depozytów. Według niezależnych białoruskich mediów niektórzy pożyczkodawcy żądają od klientów, by o zamiarze wycofania depozytu walutowego informowali ich nawet pięć dni wcześniej.

W zeszłym tygodniu Białoruś poprosiła Rosję o 3 mld USD pożyczki. Rosyjskie Ministerstwo Finansów odpowiedziało, że najpierw musi zobaczyć plan reform gospodarczych, co oznacza, że Kreml chce, by w zamian za pomoc finansową Mińsk sprzedał mu wiele dużych przedsiębiorstw oraz zapewne rurociągi naftowe i gazociągi. Łukaszenka nie może zwrócić się o pomoc do Międzynarodowego Funduszu Walutowego i Unii Europejskiej, bo instytucje te obraziły się na niego za niesłuchanie ich zaleceń i brutalną walkę z demokratyczną opozycją.

– Sytuacja finansowa Białorusi jest dramatyczna. Według wstępnych danych przez pierwsze dwa miesiące tego roku białoruskie rezerwy walutowe spadły o 1 mld USD do 4 mld USD. Niezależni ekonomiści z Białorusi wskazują, że potrzeba 1 mld USD miesięcznie, by podtrzymać kurs rubla białoruskiego. Na rynku funkcjonuje już de facto kilka kursów narodowej waluty, więc mamy do czynienia ze swego rodzajem paniki – wskazuje w rozmowie z „Parkietem” Kamil Kłysiński, analityk z Ośrodka Studiów Wschodnich.

Topnieniu rezerw towarzyszy niebezpieczny wzrost deficytu na rachunku obrotów bieżących. Zwiększył się on, według danych MFW, z 8,6 proc. PKB w 2008 r. do 16 proc. PKB w 2010 r., a zadłużenie zagraniczne (zarówno sektora publicznego, jak i prywatnego) wzrosło w tym czasie z 25 proc. PKB do 52 proc. PKB. Krótkoterminowe zadłużenie szacowane jest nawet na 13 mld USD, czyli na ponad cztery razy więcej, niż wynoszą rezerwy walutowe. Eksperci wskazują jednak, że bankructwo „w greckim stylu” Białorusi na razie nie grozi. Kraj ten sprzedał stosunkowo niewiele długu rynkowego za granicą, a terminy jego spłaty są dosyć korzystne. – W wypadku Białorusi nie ma obecnie?ryzyka bankructwa, ale istnieją poważne problemy z płynnością na rynku walutowym

mówi „Parkietowi” Andreas Schwabe, analityk z banku Raiffeisen. Państwo białoruskie może więc dać sobie radę, ale prywatne firmy i obywatele będą mieli kłopoty ze spłatą zobowiązań w obcych walutach.

[srodtytul]Rosyjski czynnik[/srodtytul]

Na pogorszenie się kondycji białoruskich finansów poważny wpływ miały m.in. wzrost cen rosyjskiego gazu i podwyższenie w 2010 r. ceł na ropę sprzedawaną Białorusi przez jej wschodniego sąsiada. Rubryka „surowce energetyczne” była w 2006 r. zbilansowana w białoruskich statystykach handlowych. Ale w 2010 r. był tam już deficyt wynoszący 5,5 mld USD, czyli około 10 proc. PKB.

Polityka Rosji wobec Białorusi jest jednak pełna paradoksów – równocześnie prowadzi kraj do bankructwa i przed tym bankructwem chroni, przyznając mu co kilka lat preferencyjne kredyty. Analitycy spodziewają się, że i tym razem Rosja wesprze Białoruś finansowo, jeśli tylko Mińsk zgodzi się na jej warunki polityczne i gospodarcze.

– Rosja nie zrobi tego za darmo. Białoruskie władze myślą, że mogą naprawić sytuację dzięki zmniejszonym w tym roku cłom eksportowym na sprzedawaną im rosyjską ropę, doraźnej sprzedaży aktywów i pożyczkom. W tym czasie chcą odbudować rezerwy walutowe. Wprowadzone ograniczenia walutowe sugerują, że władze te postrzegają swoje kłopoty raczej jako tymczasowe, a nie strukturalne – mówi w rozmowie z „Parkietem” Michael Ganske, strateg z Commerzbanku.

Analitycy wskazują również, że Bank Centralny Republiki Białorusi może zdecydować się na głębszą dewaluację narodowej waluty – rubla białoruskiego. We wtorek poszerzył już pasmo jej wahań względem koszyka walutowego (składającego się z dolara, euro i rubla rosyjskiego) o 10 proc. Danske Bank spodziewał się kilka dni wcześniej dewaluacji o 20 proc. Właśnie o 20 proc. białoruski rubel został zdewaluowany w styczniu 2009 r. – Społeczeństwo oczekiwało poważnej dewaluacji, sięgającej nawet 30 proc., już w zeszłym roku. Te oczekiwania rosły, stąd większy popyt na obce waluty – wskazuje Kłysiński.

– Sytuacja ewoluuje szybko i nie można wykluczyć realizacji negatywnego scenariusza, takiego jak mocna dewaluacja rubla. Krytyczne będą najbliższe dwa, trzy miesiące, choć pewnie w końcu Rosja da Białorusi pożyczkę. Pytanie tylko, jak szybko to zrobi i na jakich warunkach. Być może Moskwa zażąda od Mińska reform strukturalnych – zastanawia się Schwabe.

Bez takich reform trudno będzie utrzymać w dalszym terminie dotychczasowy model funkcjonowania gospodarki naszego sąsiada. – Paradoksalnie Rosji zależy na stabilizacji sytuacji gospodarczej na Białorusi. Bo to właśnie Rosja poniosłaby największe straty, gdyby załamała się białoruska gospodarka. Rosyjski i białoruski przemysł są przecież mocno powiązane. Władze w Moskwie widzą obecnie, że Mińsk nie ma koncepcji naprawy problemów gospodarki, więc mogą nakazać mu reformy – twierdzi Kłysiński.

[srodtytul]Nie skorzystamy[/srodtytul]

Jeżeli kryzys i Rosja wspólnie wymuszą reformy, to oczywiście w długim terminie kondycja białoruskiej gospodarki może się poprawić, co będzie sprzyjało wchodzeniu na tamtejszy rynek, zwłaszcza jeśli Mińsk przyspieszy prywatyzację. Czy polskie spółki mogłyby skorzystać na takiej kryzysowej wyprzedaży majątku? Analitycy są co do tego sceptyczni. – Nie liczyłbym na szybką prywatyzację na Białorusi. Jeśli białoruskie władze się decydują na sprzedaż majątku, to jest to zazwyczaj działanie doraźne, na przykład sprzedaż nierentownego zakładu wybranemu inwestorowi, który porozumiał się z władzami. Inna możliwość to realizacja zobowiązań wobec Rosji – wyjaśnia Kłysiński.

Jeśli jednak do porozumienia Mińska i Moskwy nie dojdzie lub antykryzysowe wysiłki Kremla i Łukaszenki okażą się niewystarczające, to czy białoruski kryzys może poważnie uderzyć w nasz region?

– Nie spodziewałbym się tego. Po pierwsze gospodarka Europy Środkowo-Wschodniej jest w o wiele lepszej sytuacji niż dwa lata temu. Ponadto Białoruś to kraj stosunkowo wyizolowany finansowo, tylko rosyjskie banki i jeden austriacki są tu obecne w sposób godny odnotowania. Oczywiście kryzys płynnościowy może dotknąć niektórych firm z regionu blisko powiązanych z Białorusią, ale nie wpłynie zbyt na sytuację makroekonomiczną w Europie Środkowo-Wschodniej – uważa Schwabe.

Analizy rynkowe
Prześwietlamy transakcje insiderów. Co widać między wierszami?
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Analizy rynkowe
Co czeka WIG w 2025 roku? Co najmniej stabilizacja, ale raczej wzrosty
Analizy rynkowe
Marże giełdowych prymusów w górę
Analizy rynkowe
Tydzień na rynkach: Rajd św. Mikołaja i bitcoina
Materiał Promocyjny
Cyfrowe narzędzia to podstawa działań przedsiębiorstwa, które chce być konkurencyjne
Analizy rynkowe
S&P 500 po dwóch bardzo udanych latach – co dalej?
Analizy rynkowe
Czy Święty Mikołaj zawita w tym roku na giełdę?