To był tydzień pod znakiem danych o inflacji. Uczestników rynku finansowego zaszokował duży skok cen dóbr konsumpcyjnych (CPI) w naszym kraju w marcu do 4,3 proc. rok do roku (z 3,6 proc. miesiąc wcześniej). Oprócz znaczenia dla przyszłej polityki pieniężnej i wpływu na koniunkturę giełdową (o czym za chwilę) skok cen w gospodarce ma już teraz namacalne skutki dla posiadaczy akcji, widoczne szczególnie na szerokim rynku. Na koniec marca roczna dynamika indeksu sWIG80 wynosiła zaledwie 2,4 proc., co po uwzględnieniu inflacji daje około minus 1,9 proc. realnej dynamiki. Innymi słowy, w perspektywie ostatnich 12 miesięcy wartość akcji wielu spółek na szerokim rynku realnie zmalała.
Pocieszać się można jedynie tym, że począwszy od teraz do końca czerwca, realna dynamika powinna się poprawiać ze względu na efekt bazy – przed rokiem od połowy kwietnia do połowy roku trwała silna korekta spadkowa, która sprowadziła sWIG80 o 13 proc. w dół. Teoretycznie więc, gdyby indeks tkwił na obecnym poziomie do końca czerwca, to jego nominalna roczna dynamika automatycznie podskoczyłaby do tego czasu do około +15 proc. Nawet w warunkach dalszego przyspieszenia inflacji roczna stopa zwrotu i tak byłaby realnie na plusie. No, chyba że i tym razem czeka nas równie silna korekta spadkowa jak przed rokiem...
[srodtytul]CPI blisko szczytów[/srodtytul]
O tym, jakie są źródła skoku inflacji, napisano już dużo. Wzrost cen żywności i ropy naftowej to czynniki narzucone polskiej gospodarce niejako z zewnątrz przez tendencje na światowych rynkach, wobec których Rada Polityki Pieniężnej ma niewielką moc oddziaływania (może tylko wpływać na oczekiwania inflacyjne rozbudzone przez drożejące surowce). Nie oznacza to jednak, że to same czynniki zewnętrzne napędzają inflację. Co prawda nie znamy jeszcze najnowszego odczytu inflacji bazowej, czyli z pominięciem cen żywności i energii (zostanie podany w środę), ale już w poprzednich miesiącach dało się zauważyć jej wzrost (w lutym wyniosła 1,7 proc. i była najwyżej od maja 2010 r.). Może to świadczyć o tym, że gospodarka z fazy bezinflacyjnego wzrostu weszła w fazę, w której presja inflacyjna coraz bardziej daje o sobie znać.
Jeśli umiejscowić obecne odczyty inflacji (całkowitej, nie bazowej) w kontekście historycznym, to widać, że jej tempo gwałtownie zbliżyło się do maksimów z sierpnia 2004 r. (4,6 proc.) oraz sierpnia 2008 r. (4,8 proc.). Gdyby spełniły się czarne scenariusze i wskaźnik CPI został wywindowany powyżej tych szczytów, znalazłby się najwyżej od lata 2001 r., a to zapewne wręcz zmusiłoby RPP do agresywnego podwyższania stóp procentowych.