Gdyby strefa euro nie była jedynie grupą 17 znacznie się od siebie różniących państw, tylko jednym dłużnikiem, prawdopodobnie analitycy nie wróżyliby jej obecnie rozpadu. Nadmierne zadłużanie się małych gospodarek, takich jak Grecja czy Portugalia, nie miałoby tak wielkiego znaczenia jak obecnie. Inwestorzy nie patrzyliby na dług publiczny Włoch wynoszący w 2010 r. 119 proc. PKB, tylko na dług strefy euro lekko przekraczający 85 proc. PKB. Taka sytuacja jest oczywiście marzeniem unijnych „fiskalnych grzeszników", a środkiem do jej osiągnięcia byłyby wspólne dla całego eurolandu euroobligacje. Nic dziwnego, że za tym pomysłem obstają władze Włoch i Hiszpanii i że zdobywa on coraz większą popularność wśród analityków.
– Wspólne euroobligacje to bardzo dobry pomysł. Pozwoliłyby one bardzo szybko obniżyć koszty rynkowego finansowania dla państw z peryferii strefy euro. Emisja takich papierów nie tylko jest możliwa, ale również pomogłaby w walce z kryzysem – wskazuje w rozmowie z „Parkietem" Garry Jenkins, strateg z firmy Evolution Securities.
Mimo to główna rozgrywająca w strefie euro, niemiecka kanclerz Angela Merkel, usilnie zwalcza ten pomysł, jakby powstania euroobligacji bardzo się bała. Dlaczego?
Jeden za wszystkich, wszyscy za jednego
Takie euroobligacje byłyby długiem, który państwa euro wspólnie by emitowały, gwarantowały i razem dzieliły się wpływami z ich sprzedaży. Papiery te nie byłyby traktowane przez inwestorów jako dług poszczególnych krajów, ale jako dług całej strefy euro. Ciężar rynkowego finansowania zostałby więc rozłożony na 17 państw. O ile Grecja musi się zmagać z rentownością swoich obligacji dziesięcioletnich wynoszącymi blisko 18 proc. i praktycznie nie ma mowy o jej powrocie na rynek, o tyle gdyby istniały wspólne euroobligacje, zbierałaby za ich pomocą część pieniędzy przeznaczonych na swoje potrzeby. Rentowność euroobligacji byłaby na pewno o wiele niższa od rentowności greckich papierów, więc oznaczałoby to dla Aten sporą ulgę.
Ale czy nie sprawiłoby to, że takie kraje, jak Włochy i Hiszpania, straciłyby impuls do reform fiskalnych, zdając się na bezpieczne finansowanie za pomocą euroobligacji? Czy takie papiery nie rozluźniłyby dyscypliny fiskalnej w państwach UE? Dałoby się zaradzić i temu problemowi. Propozycja przygotowana przez Instytut Breugla przewiduje emisję paneuropejskich obligacji, które miałyby służyć sfinansowaniu długu publicznego wszystkich państw eurolandu na poziomie do 60 proc. PKB. Pozostała część zadłużenia byłaby finansowana przez obligacje narodowe. Przyniosłoby to wytchnienie Madrytowi i Rzymowi, ale jednocześnie skłaniałoby je do kontynuowania długoterminowych reform fiskalnych. Co więcej, w ten sposób powstałby drugi największy (po amerykańskim) rynek obligacji na świecie, wart 5,6 bln euro.