Niemiecka gospodarka wyszła z kryzysu w doskonałym stanie. W 2010 r. rozwijała się w tempie 3,7 proc., najszybszym w Europie Zachodniej, a w tym roku wzrost PKB ma wynieść 2,9 proc. (według prognoz Komisji Europejskiej). Bezrobocie w RFN jest najniższe od 1992 r. Od 2014 r. kraj ten ma mieć zbilansowany budżet. Wydawałoby się, że Niemcy powinny stanowić przykład dla Europy. A jednak tak nie jest. Ich polityka coraz częściej wywołuje irytację ekonomistów i całych narodów. Przyczyną jest postawa Berlina wobec kryzysu w strefie euro.
– Decyzje o tym, czy gospodarki Grecji, Irlandii, Portugalii i Hiszpanii przeżyją, czyli decyzje o przyszłości strefy euro, są podejmowane w Berlinie częściej niż kiedykolwiek – wskazuje Simon Tilford, ekonomista z londyńskiego think tanku Centre for European Reform (CER). Te decyzje są często kiepskie. Przed ostatnim unijnym szczytem w końcówce października Berlin nie zgodził się na zlewarowanie Europejskiego Funduszu Stabilności Finansowej za pomocą pieniędzy pożyczonych z Europejskiego Banku Centralnego. Zamiast tego przeforsował powszechnie krytykowaną decyzję o tym, aby EFSF udzielał częściowych gwarancji na emisję nowego długu niektórych państw strefy euro oraz by został wzmocniony pieniędzmi, które specjalne wehikuły inwestycyjne zbiorą od państwowych i prywatnych inwestorów spoza strefy euro.
Październikowy szczyt okazał się potrzebny, bo wyniki szczytu UE z lipca 2011 r. okazały się rozczarowujące dla inwestorów. On z kolei był konieczny, gdyż na unijnym spotkaniu w maju 2010 r. błędnie uznano, że można powstrzymać kryzys w strefie euro bez redukcji długu Grecji i z użyciem EFSF dysponującym zaledwie 440 mld euro. W obu przypadkach kluczowe, fatalne decyzje były wynikiem niemieckich nacisków. W tak zwanym międzyczasie Niemcy torpedowali wszelkie pomysły mówiące o budowaniu systemu fiskalnego zarządzania w strefie euro (takie jak emisja euroobligacji wspólnych dla państw członkowskich). Czemu Niemcy prowadzą tak katastrofalną politykę? Czy robią to celowo, czy też „niechcący"?
Koniec ładu poczdamskiego
Integracja europejska miała w swoim podstawowym zamierzeniu zapobiec ryzyku wybuchu nowej wojny w Europie i co za tym idzie, związać ambicje Niemiec z europejskim projektem. Ten polityczny cel odgrywał też bardzo ważną rolę przy tworzeniu strefy euro. Jednym z warunków zgody prezydenta Francji Francois Mitterranda na zjednoczenie Niemiec było późniejsze przyjęcie przez nie wspólnej unijnej waluty. Jednocześnie, by uniknąć zdominowania eurolandu przez Berlin, Francja robiła wszystko, co w jej mocy, by przyjąć do strefy euro nieprzygotowane do tego państwa Europy Południowej, takie jak Grecja. Niestety, nie zdołała wówczas przeforsować stworzenia skutecznych mechanizmów koordynacji polityki fiskalnej wewnątrz eurolandu.
– Na pewno było błędem to, że wszyscy przyjęli wówczas niemiecki punkt widzenia, czyli uznali, że powinniśmy mieć wspólną walutę, jednolitą politykę pieniężną, jeden bank centralny i nic poza tym. Powinniśmy wówczas stworzyć o wiele silniejsze reguły dotyczące koordynacji polityki fiskalnej państw UE oraz instytucje o to dbające. Kraje Unii teraz rozumieją, gdzie popełniono błąd, i chcą go naprawić – stwierdził w wywiadzie dla „Parkietu" Henning Christophersen, były wiceprzewodniczący Komisji Europejskiej, jeden z twórców strefy euro.