W minionych tygodniach obszernie analizowaliśmy użyteczność rozmaitych strategii opartych m.in. na popularnych wskaźnikach wyceny typu cena/zysk czy cena/wartość księgowa. Wskaźniki te analizowaliśmy pod kątem wyboru konkretnych akcji do portfela. Niestety, wnioski na ogół były takie, że o ile wskaźniki te sprawdzają się w czasach hossy, dając zdecydowanie ponadprzeciętne zyski, to nie są w stanie ustrzec portfela przed stratami w czasach dekoniunktury.
Jak zaradzić temu problemowi? Można próbować prognozować koniunkturę gospodarczą, można też starać załapać się na trendy wzrostowe za pomocą analizy technicznej. Jest jeszcze jedno rozwiązanie, bezpośrednio wywodzące się ze wskaźników wyceny. Zakłada ono, że akcje należy kupować gdy generalnie na rynku jest tanio, a sprzedawać dopiero wówczas, gdy cały rynek zdradza objawy skrajnego przewartościowania.
Pytanie jednak, jak to ogólne logiczne stwierdzenie przełożyć na praktykę. Punktem wyjścia do analizy jest obliczenie historycznych wartości wskaźników wyceny. Od razu daje to pewien pogląd na temat tego, w jakim punkcie na mapie historycznych wycen znajduje się rynek akcji. Jeśli weźmiemy np. wskaźnik cena/wartość księgowa, to już na pierwszy rzut oka widać, że jest on obecnie zdecydowanie bliżej historycznych dołków niż maksimów.
Jakie kryteria?
Oglądanie wykresu samo w sobie ciągle nie daje nam jednak odpowiedzi na pytanie o to, kiedy kupować, a kiedy sprzedawać akcje. Potrzebne jest konkretne, liczbowe kryterium niepozostawiające wątpliwości i pola do dowolności. Jak to osiągnąć? Fakt, że wielka bessa z 2008 r. skończyła się wkrótce po spadku C/WK poniżej neutralnej wartości 1 mógłby sugerować, że z kupowaniem akcji warto czekać aż zostanie spełniony ten warunek. Jeśli jednak cofniemy się pamięcią daleko w przeszłość, do długotrwałej hossy z lat 2003–2007, to się okaże, że podejście takie niekoniecznie jest optymalne. Załóżmy, że jesteśmy na początku 2004 r. i zastanawiamy się, czy kupić akcje. Gdybyśmy mieli czekać z zakupami, aż C/WK dla indeksu WIG spadnie poniżej 1 (wówczas przekraczał 1,3), musielibyśmy czekać aż sześć lat. W międzyczasie WIG zdążył urosnąć do czerwca 2007 r. o 200 proc. Jak widać, to strategia pozostawiająca wiele do życzenia, dobra raczej dla wiecznych pesymistów niż rynkowych realistów.
Potrzebne jest bardziej elastyczne podejście. Być może zamiast trzymać się jednej określonej wartości, warto wyznaczyć pewne przedziały i uzależniać decyzje inwestycje od tego, w którym z nich znajduje się akurat C/WK. Analiza wykresu?tego wskaźnika pozwala wyznaczyć przykładowo następujące przedziały: poniżej 1; 1–1,5; 1,5–2,5; 2,5–3,0; powyżej 3. Jak już wspomnieliśmy, w pierwszym przedziale (poniżej 1) opłacało się w przeszłości pospiesznie kupować akcje. Z kolei np. w ostatnim, najwyższym przedziale (powyżej 1) warto było czym prędzej pozbywać się walorów. Oczywiście nie ma żadnej gwarancji, że w przyszłości każda bessa sprowadzi C/WK poniżej 1, a każda hossa wywinduje go powyżej 3, tak więc do gry powinny wejść także pozostałe przedziały. Łatwo zauważyć choćby, że np. w przedziale 1–1,5 kupowanie akcji nie było co prawda aż tak opłacalne i bezpieczne jak w przedziale poniżej 1, ale prawdopodobieństwo, że wskaźnik C/WK się tam znajdzie, było już znacznie większe.