Recesja w przemyśle
Stare giełdowe powiedzenie mówi: „najlepszy czas na kupowanie akcji to recesja". Logika podpowiada, że skoro trendy w gospodarce układają się w powtarzający się cykl, to warto inwestować wówczas, gdy gospodarka jest w dołku tego cyklu. Problem pojawia się jednak w momencie, gdy próbujemy zdefiniować dołek. Stare zalecenie odnośnie do recesji w przypadku polskiej giełdy niezbyt chciało się w przeszłości sprawdzać, jeśli chodzi np. o dynamikę PKB. W ostatnich kilkunastu latach spowolnienie ekonomiczne zawsze zdążyło bowiem wyhamować, zanim jeszcze odnotowano spadek PKB r./r. Nawet w najgorszych przypadkach, czyli w IV kw. 2001 r. i w I kw. 2009 r. dołek dynamiki PKB został ustanowiony powyżej zera (odpowiednio +0,3 i +0,5 proc.). Okazuje się jednak, że tradycyjne giełdowe zalecenie nieźle sprawdzało się, jeśli pojęcie recesji odnieść nie do całej gospodarki, lecz do jej bardzo ważnego, a zarazem dość chwiejnego elementu, jakim jest przemysł. Wszystkie poprzednie cztery dołki cyklu koniunkturalnego zostały ustanowione po spadku rocznej dynamiki produkcji przemysłowej w naszym kraju poniżej zera (przy czym dynamikę wygładziliśmy za pomocą 3-miesięcznej średniej kroczącej). Z wydarzeniem takim mieliśmy do czynienia w listopadzie 1998 r., czerwcu 2001 r., kwietniu 2005 r. oraz listopadzie 2008 r. Co prawda nie można było liczyć na to, że bessa na GPW skończy się tuż po ogłoszeniu tak kiepskich danych – bo w niektórych przypadkach dane stawały się jeszcze gorsze – ale twarde dno na giełdzie było już w zasięgu wzroku. Odległość między spadkiem dynamiki produkcji poniżej zera?a dnem bessy wyniosła: około 4 miesięcy w 2001 r. i około 3 miesięcy na przełomie lat 2008/2009. Specyficzna była sytuacja na jesieni 1998 r., kiedy dno gwałtownej przeceny zostało ustanowione wyprzedzająco tuż przed recesją w przemyśle. Taki „rozstrzał" czasowy sprawił, że najlepsze rezultaty dawało nie tyle kupowanie akcji od razu, lecz raczej rozłożenie zakupów na kilka miesięcy. Póki co jednak, na recesję w przemyśle musimy jeszcze poczekać. W kwietniu co prawda wygładzona dynamika produkcji znalazła się najniżej od ponad dwóch lat, ale i tak wynosiła jeszcze +2,7 proc. Do spadku poniżej zera ciągle jeszcze sporo brakuje. Wiele czynników (w tym majowe odczyty wskaźników PMI dla Polski i strefy euro) wskazuje jednak na to, że cel ten może zostać szybko osiągnięty. Najświeższe oficjalne dane z przemysłu poznamy 20 czerwca.
Osłabienie złotego
Z psychologicznego punktu widzenia mamy skłonność do traktowania spadku kursu polskiej waluty jako czegoś złego. Popularne media często podsycają obawy, epatując wizją „spekulacyjnego ataku" na rynku walutowym. Chociaż osłabienie złotego ma oczywiście pewne negatywne skutki ekonomiczne (droższe produkty z importu i droższe wakacje), to jednak ma też silne oddziaływanie pozytywne. Ekonomiści wskazywali choćby na to, że na przełomie lat 2008 i 2009 silny spadek kursu złotego stanowił bufor chroniący polski eksport przed recesją na Zachodzie i przyczynił się do statusu Polski jako zielonej wyspy.
Jeśli przyjrzeć się danym historycznym, to można zauważyć pewną regułę mówiącą, że im bardziej osłabił się złoty, tym większe były potem zyski z akcji. Przykładowo, w czerwcu 2009 r. roczna zwyżka EUR/PLN przekroczyła 30 proc. Był to potężny, działający z pewnym opóźnieniem, impuls dla rynku akcji – w marcu 2010 r. roczna dynamika WIG zbliżyła się do +80 proc. Podobnie było w latach 2003 i 2004. W marcu 2003 r. roczny skok w górę EUR/PLN sięgnął 25 proc., a w marcu 2004 r. roczna dynamika WIG przekroczyła +70 proc. Na wykresie prezentujemy te zależności w ogólniejszy sposób. „Chmura" punktów widocznych na wykresie to roczne zmiany WIG, licząc od miesiąca, w którym zanotowano daną roczną zwyżkę kursu euro względem złotego (zmiany kursu uszeregowane są według wielkości na skali poziomej). Widoczna na wykresie rosnąca linia prosta to odzwierciedlenie matematycznej zależności. Jak widać, potwierdza się reguła, że im słabszy złoty, tym większe w przyszłości stopy zwrotu z akcji.
Obecnie warunek dotyczący spadku kursu naszej waluty można uznać już za częściowo spełniony. Przez rok złoty osłabł względem euro o ponad 10 proc., przy czym skala osłabienia była już (pod koniec ub.r.) nawet większa niż obecnie. Oczywiście nie oznacza to bynajmniej, że notowania EUR/PLN nie podskoczą jeszcze bardziej (rozważania na ten temat nie są przedmiotem naszej analizy). W każdym razie można to traktować jako działający z opóźnieniem pozytywny impuls dla rynku akcji. Z naszych wyliczeń wynika, że w przeszłości roczny wzrost euro przekraczający 10 proc. zapowiadał 12-miesięczną zwyżkę WIG średnio o ponad 20 proc.
Spadek stóp procentowych
O ile warunek dotyczący recesji w przemyśle wydaje się już być w zasięgu wzroku, a kryterium związane z osłabieniem złotego przynajmniej częściowo jest spełnione, to najodleg-lejsza jest perspektywa obniżenia kosztów pieniądza. Na rynku ciągle słychać jeszcze echa zaskakującej majowej podwyżki oficjalnych stóp, która zaowocowała skokiem międzybankowej, 3-miesięcznej stawki WIBOR powyżej 5,1 proc. To poziom najwyższy od stycznia 2009 r.