Jeśli tak, to co miałoby teraz nastąpić? Już w poniedziałek ceny wyraźnie wzrosły, by w trakcie dwóch kolejnych sesji wyhamować zmienność. Z konsolidacji udało się wybić górą. W czwartek rynek wyszedł nad poziom 2300 pkt. Co ważne, nad poziom 2300 pkt wyjrzał również WIG20. Dla średniej rynkowej było to ważne wydarzenie, gdyż oznaczało to jednocześnie wyjście nad lokalny szczyt z 5 lipca. Taka sytuacja mogła być odebrana jako sygnał potwierdzający przewagę kupujących. W piątek mieliśmy próbę powiększenia zwyżki. Nie udało się, a w ostatnich minutach pojawiły się nowe minima sesji.
Rynek akcji przez wiele dni wykazywał chęć do wzrostu, ale nie wykazywał chęci do wykreślenia korekty. Wygrał scenariusz sprintu, a nie długiego dystansu. Sprinty szybko się kończą. Rynek bez korekty za daleko nie jest w stanie „ujechać". Teraz wygląda to na wyczerpywanie się potencjału do zwyżki i prawdopodobna staje się opcja pojawienia się fazy osłabienia notowań. Silny spadek nie musi się pojawić już za chwilę. Ba, popyt może jeszcze próbować szczęścia. Jednak zachowanie cen w piątek powinno dać do myślenia. Sygnałem do rozpoczęcia fazy osłabienia może być zejście cen kontraktów pod poziom konsolidacji, jaka była kreślona w czwartkowe południe. Oznacza to, że spadek cen poniżej 2275 pkt kończy fazę wzrostu, a rozpoczyna spadki. Jak głębokie? Może to być korekta, ale równie dobrze może to być kilkutygodniowa faza z celem w pobliżu dołka z 24 lipca (2066 pkt). Pojawienie się tak wyraźnej fali słabości sprawi, że z uwagą będziemy obserwować ceny na niższych poziomach i gdyby wspomniany dołek się wybronił, pojawiłaby się dawno niewidziana sekwencja dołków i szczytów, co mogłoby być początkiem bardziej zdecydowanego ruchu w kierunku północnym. Kto wie, może dzięki niemu udałoby się ponownie wyjść nad 2400 pkt.