Konsultowana jest obecnie zmiana uregulowań dotyczących funduszy emerytalnych, mająca na celu rozszerzenie możliwości inwestowania w papiery wartościowe denominowane w walutach obcych, czyli – w pewnym uproszczeniu – w aktywa zagraniczne. Warto zadać sobie pytanie, na ile zmiana taka może być istotna dla beneficjentów systemu, tj. przyszłych emerytów. Należałoby się też zastanowić, jaki to może mieć wpływ na gospodarkę.
Z jednej strony można na to spojrzeć optymistycznie – zawsze lepiej mieć więcej możliwości niż mniej. Pozwoliłoby to na większą dywersyfikację ryzyka i zmniejszyłoby zależność pomiędzy wysokością przyszłej emerytury a bieżącą sytuacją gospodarczą naszego kraju. Z drugiej jednak, wiąże się to z wieloma zagrożeniami, których nie należy lekceważyć. Jakie bowiem będą kierunki inwestycji zagranicznych? Najprawdopodobniej takie same, jak w przypadku zagranicznych funduszy emerytalnych, czyli obligacje skarbowe i akcje renomowanych spółek. Czy aktywa te mogą oferować lepszą relację zysku do ryzyka niż podobne aktywa krajowe?
Zacznijmy od zagranicznych obligacji skarbowych. Te uznawane za bezpieczne oferują dużo niższą stopę zwrotu niż obligacje polskie. Czyli mamy niższy zysk, ale czy idzie za tym niższe ryzyko? Czy jeśli porównamy dane makroekonomiczne, to rzeczywiście możemy mieć większe prawdopodobieństwo zwrotu zainwestowanych środków? Nawet najbardziej prymitywne porównanie relacji deficytu budżetowego i długu publicznego do PKB jednak faworyzowałoby polskie obligacje skarbowe. A jeśli weźmiemy pod uwagę długoterminowe zobowiązania państw wynikające chociażby z systemów emerytalnych i przyszłych kosztów opieki zdrowotnej nad starzejącymi się społeczeństwami oraz aktywa posiadane przez państwa na pokrycie tych zobowiązań, to porównanie takie okaże się jeszcze bardziej korzystne dla krajowych papierów skarbowych.
Może zatem akcje zagranicznych spółek wzbogaciłyby przyszłego emeryta? Jeśli byłyby to akcje renomowanych spółek, notowanych na rynkach rozwiniętych, to śmiem twierdzić, że ich wyceny są mniej konkurencyjne niż w przypadku spółek krajowych. Dlaczego? Dlatego, że globalni inwestorzy (którzy przecież mają olbrzymi wpływ na wyceny na naszym rynku), dokonując inwestycji w Polsce, oczekują wysokiej premii za domniemane ryzyko. Domniemane, bo nie opierające się na analizie polskiej gospodarki,?fundamentów wzrostu polskich przedsiębiorstw, ale na przypisaniu danej inwestycji do danego obszaru geograficznego – w ich mniemaniu niedorozwiniętego i niestabilnego, a do tego pozostającego poza strefą euro (co akurat jest prawdą, ale niekoniecznie musi negatywnie wpływać na wycenę krajowych akcji w długim okresie). Jeśli zatem pomimo tych „argumentów" nabywają akcje polskich spółek, to ich wyceny muszą to być rzeczywiście atrakcyjne na tle rynków międzynarodowych. A zatem polskie podmioty zarządzające aktywami, znające specyfikę tego rynku mogą i powinny dokonywać transakcji właśnie tutaj – nie z pobudek patriotycznych, ale czysto ekonomicznych.
Kolejnym ciekawym elementem jest ryzyko kursowe. Oczywiście można przyjąć optymistyczne założenie, że jeśli aktywa przyszłych emerytów będą lokowane w papiery denominowane w euro, a emerytury będą wypłacane właśnie w euro, to ryzyko kursowe nie występuje. Ale można też przyjąć założenie, że ta waluta w momencie wypłacania emerytur nie będzie istnieć. Można też przypuszczać, że wskutek druku pieniądza na wielką skalę oraz rosnącego zadłużenia państw, w strefie euro dojdzie do wysokiej inflacji. Na pewno fundowanie przyszłym emerytom dodatkowego czynnika ryzyka nie jest potrzebne.