Można wprawdzie dopatrywać się w bierności naszego rynku, gdy niemiecki DAX się podnosił, jakiejś wskazówki, ale to raczej działanie dla pasjonatów lub desperatów poszukujących oznak słabości rynku. Ten po prostu wczoraj był w równowadze.
Ile ona potrwa? Cóż, sądząc po przekazie, jakim bombardują nas media, można dojść do wniosku, że cały świat wstrzymał oddech przed piątkowym wystąpieniem Bena Bernanke w Jackson Hole. Jeśli tak, to wynikałoby z tego, że cały tydzień będzie przebiegał podobnie. Taki scenariusz wydaje się mało ekscytujący. Brak zmienności będzie oznaczać prawdopodobnie pogłębienie się niskiej aktywności uczestników rynku.
Brak zmian cen nie oznacza jednak, że na wczorajszej sesji nic ciekawego się nie pojawiło. Owszem, o godz. 15 opublikowano dane o zmianie cen amerykańskich domów w 20 największych aglomeracjach. Zmiana rok do roku wyniosła 0,5 proc. To pierwsza taka zmiana od prawie dwóch lat. Wtedy był to szczególny czas, gdyż wygasała ulga dotycząca zakupu mieszkań, co sztucznie generowało popyt i wpływało na ceny. Zatem ta ostatnia zmiana jest pod względem obserwacji rynkowych bardziej wiarygodna, a tym samym godna uwagi. Rynek się tymi danymi nie przejął, ale tego należało się spodziewać.
Zaskoczeniem był natomiast spokój po publikacji wskaźnika zaufania konsumentów w USA. Okazał się on znacznie słabszy od oczekiwań. Na domiar złego całość tego rozczarowania jest związana ze spadkiem subindeksu oczekiwań, a to właśnie zmiany tego subindeksu mają wyraźną korelację ze zmianami konsumpcji Amerykanów. Natomiast zmiany konsumpcji są czynnikiem, który ma kluczowy wpływ na PKB. Czy zatem rynek nagle stał się silny i przestał reagować na złe informacje? Nic z tego, rynek stał się silny oczekiwaniami, że słabsze dane przybliżają perspektywę kolejnego luzowania ilościowego w USA.